Reportaż ten ukazał się w listopadzie 2015 roku w wydawnictwie Czarne i była to jedna z tych książek, które pragnęłam przeczytać. Gdy tak pragnęłam ją przeczytać, to w międzyczasie ukazała się po polsku w Noir sur Blanc książka, które stała się dla Rosiaka wzorem: 'Ze świętej góry' Williama Dalrymple.
Cała podróż Dalrymple'a śladami chrześcijan na Bliskim Wschodzie odbyła się w 1996 roku, gdy Syria była oazą spokoju, a autor tamże szybko czmychał z Turcji. Inne kraje, które odwiedził autor 'Ze Świętej Góry' to: Grecja, Liban, Izrael, Jordania, Egipt oraz Turcja i Syria. Dariusz Rosiak w 2015 roku do Syrii nie mógł wjechać, ale był w Szwecji w ośrodku dla uchodźców, Turcji, Libanie, Egipcie, Izraelu i Zachodnim Brzegu.
Przed lekturą reportażu 'Ziarno i krew' spodziewałam się, że się wzruszę i przerażę. Raczej w kolejności takiej, iż stanie mi się żal tych biednych prześladowanych chrześcijan dotkniętych wojną i Państwem Islamskim. Tymczasem nie do końca tak się stało. Uczucie, jakie oni wzbudzają to, podziw, szacunek. Współczujemy sobie, ludziom Zachodu - którzy nie potrafimy już zobaczyć cudu. Pośrednie rozmowy i spotkania z tymi ludźmi, które spisuje Rosiak na kartach książki pokazują odwagę i wytrwałość tych ludzi, to że oni kochają to miejsce, tę kolebkę kultur i nie chcą uciekać. Nie chcą, żeby zabrakło tam chrześcijan.
Dla wyjaśnienia. Obaj reportażyści, William Dalrymple i Dariusz Rosiak, opowiadają o różnych odłamach wyznań chrześcijańskich. Dlarymple bardziej. Dla rozmówców Rosiaka w rozmowach ważne jest nazewnictwo, w którym się pogubiłam: Asyryjczycy, Aramejczycy itd. itp. W każdym razie wszyscy oni są chrześcijanami, którzy nimi się zawsze czuli. To my, nie dostrzegaliśmy, że oni tam przez 2000 lat byli.
Ci rozmówcy Rosiaka opowiadają o tym co ich dręczy, czego się boją, jak żyją z Państwem Islamskim za miedzą, a jak z postawami Zachodu i Wschodu. Bardzo dobre jest to, że Rosiak nie wyraża swojej opinii, on pyta i czeka na odpowiedzi. Te odpowiedzi są często zaskakujące, bo tamten świat jest zdecydowanie inny niż nasz, laicki zachodni. I chyba bardziej pobożny. Co zauważa sam Rosiak, że tam mówi się o cudach, cudami się żyje, żyje się nadzieją na wieczność, żyje się tym, w jakiego Boga się wierzy. Ci rozmówcy często mówią ze zdziwieniem, że oni nie rozumieją takiej niewrażliwości na świat ducha, jaka nastała w Europie.
Kilka fragmentów jest godnych zacytowania:
Szukamy uogólnień, bo w ten sposób unikamy dezorientacji, która rodzi się w spotkaniu ze skomplikowanym, wewnętrznie sprzecznym życiem konkretnych ludzi. Jednak taka postawa nie tylko oddala nas od poznania historii jako rezultatu działań ludzi, ale i tych ludzi krzywdzi, ukazuje ich przez pryzmat naszych uproszczeń i przesądów (s. 401).
Ten:
A może to proste, w gruncie rzeczy. Ludzie potrafią przeżyć najgorsze i odbić się od dna. Przecież gdyby tak nie było, większość z nas umierałaby w dzieciństwie albo w młodości, po pierwszych ciosach życia. Dostosowujesz się i żyjesz z bliznami. One nigdy się do końca nie goją, ale żyjesz. (s.27).
Zacytuję też apel starszego mężczyzny, Jazydy do Autora i 'wszystkich, którzy przeczytają książkę':
Jak to się dzieje, że w Organizacji Narodów Zjednoczonych zbierają się wszystkie państwa i nie potrafią nas uratować? (str. 136"
Inny rozmówca Ramen, jeszcze z ośrodka dla uchodźców w Szwecji mówi tak Rosiakowi:
- Nie wierzę w modlitwy. Wszyscy się teraz modlą za chrześcijan na Bliskim Wschodzie i co z tego? Co nam dadzą modlitwy? My potrzebujemy broni i interwencji wojskowej w Syrii. Ludzie wysyłają nam pieniądze na ubrania, ale my nie potrzebujemy ubrań. Co nam po ubraniach? (s. 29).
I ten, ze strony 118, wypowiedziany przez Eftephanosa, jednego z ostatnich syriackich mnichów w Turcji:
Święty Ignacy powiedział: 'Jestem Bożą pszenicą', Tertulian pisał o krwi męczenników, które stanie się zasiewem nowych chrześcijan. W Egipcie nauczyli się zmieniać krew męczenników w ziarno Kościoła'.
W którymś z rozdziałów z obszarów przyległych do Syrii objętej wojną rozmówcy mówią natomiast o tym, że Zachód woli dać wizy, a oni nie chcą opuszczać tych terenów, oni chcą przetrwać, chcą żeby chrześcijaństwo na tym terenie nie upadło, żeby to bogactwo, jakie niesie wielokulturowość i wieloreligijność ocalało, żeby nie zostało zabite przez fundamentalistów.
Podsumowując, jest to bardzo aktualny i potrzebny reportaż o Bliskim Wschodzie. Czyta się go bardzo dobrze, pomimo tak poważnej tematyki. Bardzo mi się spodobał obiektywizm autora, to, że w tak delikatnych tematach, a był przecież w Izraelu, na Zachodnim Brzegu, wśród Jazydów i w wioskach, w których chrześcijanie sąsiadowali z muzułmanami, to w tak delikatnych tematach autor zdał się na rozmówców. To ich zdanie chciał usłyszeć, to ich cierpienie i świadectwo poznać, to ich opinię o szansach na rozwiązanie konfliktu usłyszeć. Był przy tym wnikliwy i ciekawy ludzi, otwarty na nich.