Powieść " Skrzydła Gołębicy" Rozbiera na czynniki pierwsze obrzydliwą ludzką naturę, pozbawioną skrupułów. Sekretne uczucie łączące głównych bohaterów jest motywem przewodnim. Żyjący w czasach, gdzie liczy się nienaganna reputacja zostają zmuszeni do pokrętnych pomysłów na organizowanie schadzek. Z czasem jednak dostrzegają spadającą z nieba cudowną okazję do kontynuowania znajomości bez skazywania siebie na domysły najbliższych. Obrzydliwie bogata amerykanka odwiedza Londyn w nadziei ponownego spotkania Mertona Denshera, tajemniczego kochanka Kate Croy. Kate i Merton to para grająca główne role w powieści. Milly poznała już wcześniej Mertona i obdarzyła go skrywaną namiętnością. Przebiegła Kate Croy postanawia wykorzystać ten fakt i pchnąć swego kochanka w ramiona amerykanki, by ten posiadłszy jej miłość zasłużył na zapisanie sobie jej majątku. Dowiedziawszy się o śmiertelnej chorobie dziedziczki zaczynają go nękać silne wyrzuty sumienia, jednak pozbawionej uczuć Kate nie zraża ten fakt. Jeszcze bardziej bowiem brnie w ten niebezpieczny i chory plan rządzący się przebiegłością i chciwością. Po nieuchronnej śmierci Milly zamierza wyjść za majętnego Mertona i cieszyć się wielką fortuną. Czy uda im się zrealizować ów haniebny plan?
Tego, że się tak rozczaruję zupełnie nie brałam pod uwagę. Niestety powieść zawiodła mnie totalnie. Mimo iż uważana jest przez większość za wartościową literaturę, ucztę duchową itp dla mnie była przydługą, usypiającą lekturą. Spodziewałam się na prawdę czegoś więcej, sądząc po opisie intryga na wysokim poziomie, okazała się pozbawioną dynamiki, suchą powieścią. Nie mogę przyznać wyższej oceny niż pięć gwiazdek, ponieważ w moim odczuciu nie zasługuje na to. Być może okazałam się zupełnie nieczuła na prozę autora i pewnie jego zamysł na odbiór czytelnika był całkowicie odmienny od mojego, ale muszę powiedzieć: cieszę się, że mam ją już za sobą.
Licząca sobie ponad 700 stron. wypełniona ciężką w odbiorze narracją, złożonymi opisami, piętrzącymi się domysłami - męczyła głowę i umysł. Pozbawiona prawie w ogóle dialogów. Jeżeli były, nie ożywiały akcji. Nie można odmówić Jamesowi posługiwania się pięknym językiem , lecz jego opisy były zdecydowanie za długie i monotonne. Gdyby książkę pozbawić tegoż właśnie czynnika, zobaczylibyście wówczas licząca zaledwie kilku zdaniową opowieść. Akcja toczy się niespiesznie i mam za sobą duża liczbę książek, gdzie taka właśnie była, choćby książki Jane Austen czy sióstr Brontë, które urzekły mnie w najwyższym stopniu. Czekałam bardzo długo na rozpoczęcie intrygi, na niespodziewany zwrot akcji, lecz na tym polu znów spotkał mnie zawód. Wcielanie planu rozpoczyna się dopiero w drugiej części i nie jest on powalający. Dużo rzeczy trzeba się domyślić, nie jest nawet zaznaczony moment śmierci Milly. Podobnie jest zresztą jeśli chodzi o zakończenie. Jest ono otwarte i niejednoznaczne. Można sobie wyobrazić parę jego koncepcji.
Niewątpliwie największą ofiarą całego procederu okazała się w moim odczuciu Kate. Mimo jej braku empatii, to ona straciła najwięcej i choćby wydawać się mogło, że to Milly jest pokrzywdzona, Kate jednak zasługuje na to miano bardziej. Jej wielkie poświęcenie włożone w powodzenie planu pokazuje jej determinację i siłę. Pobudki do uknucia tak samolubnego przedsięwzięcia według niej są całkowicie słuszne. Okoliczności oczywiście pozostawiam dla zainteresowanych. Czy sięgnę jeszcze po książki Henrego Jamesa? z pewnością dam im w przyszłości szansę.