Dzisiaj polski rynek i jak mniemam nie tylko nasz, zalewają książki, mające za zadanie rozśmieszyć, rozluźnić i zrobić papkę z mózgu. Wszystko jest podawane w pięknych okładkach, pod którymi czai się treść godna moich wypracowań z podstawówki – wspaniałe lata twórczej, aczkolwiek mało owocnej pracy, które dziś odważni przekuwają w powieści. Bynajmniej, co raz częściej odnoszę takie wrażenie.
Na szczęście, czasem wśród wyżej opisanej bazgroliny pojawia się twór, który na długie godziny potrafi przenieść nas do innego wymiaru. „Skazaniec. Na pohybel całemu światu” Krzysztofa Spadło, który debiutował zbiorem opowiadań „Marzyciele i pokutnicy”, jest na to bardzo dobrym przykładem. Dwie, trzy noce, ślęczenie do 5 rano i na koniec pytania „Chyba sobie ze mnie żartujesz Autorze? Ale, jak tak można? I co ja mam teraz zrobić?”, plus mały zastrzyk irytacji, bo przecież ponad 500 stron nie mogło skończyć się tak nagle.
Akcja powieści rozpoczyna się w lipcu 1922 roku, kiedy młody Stanisław Żabikowski, zwany przez znajomych „Ropuchem” trafia z wyrokiem dożywocia do Centralnego Więzienia we Wronkach. Za co? Możecie pytać śmiało na każdej stronie, bohater i tak w tym temacie, milczy jak grób. Tak, więc ledwie dwudziestoletni, bardzo poobijany, ale wciąż żywy ląduje na otoczonym złą sławą oddziale 10. Tam poznaje pewnego księdza, paru złodziei, swojego wroga numer jeden Szumskiego i drogę do wolności, jaką jest stolarka. Nie raz los kładzie mu kłody pod nogi, nie raz obdarowuje złudną nadzieją na szczęście. Oprócz opisów przeżyć Ropucha, Autor daje nam parę lekcji historii, mówi o politycznych burzach, przemianach ekonomicznych, przemilczanych ze względu na ważniejsze i bardziej intrygujące świat zdarzenia z tamtego okresu. Czasem zdarzają się literówki, jednakże nie utrudniają zbytnio pochłaniania kolejnych stron powieści.
Poprzez narrację pierwszoosobową Autor daje nam pełen wgląd w emocje, przeszłość, przemyślenia Żabikowskiego, który musi się zmierzyć z nagłą zmianą otoczenia. Na własnej skórze czujemy przejmujący chłód celi, niemoc w stosunku do rygorystycznych praw, własnych słabości i ciążącego wyroku. Momentami posługuje się niemal poetyckimi metaforami, nie szczędzi również spodziewanej po takim miejscu łaciny podwórkowej. Poprzez plastyczne opisy, realistycznych, pełnokrwistych bohaterów, w sposób niewymuszony prowadzi z nami grę.
Główny bohater niespiesznie uchyla rąbka tajemnicy, aby natychmiastowo zrobić unik. Czasami kpi, patrzy z ironią, uzewnętrznia się, kombinuje, jak przetrwać, daje nam potężną dawkę adrenaliny, wprawia w oburzenie, po czym wycisza emocje, pozwala spojrzeć na wiosenną zieleń, poczuć zapach drewna, zapalić szlugę – główną walutę w państwie zwanym więzienie. Czasami podzieli się jakąś mądrą myślą, w końcu ma czas, siedzi we Wronkach od wielu lat, wiec i my po pewnym okresie w pełni odczuwamy bagaż jego wyroku.
Wśród wielu opinii zauważyłam, iż czytelnikom „Skazaniec. Na pohybel całemu światu” kojarzy się ze „Skazanymi na Shawshank” Stephena Kinga. Pomijając wykształcenie głównych bohaterów, rzeczywiście można dostrzec podobieństwo. Każdy z nich początkowo dostaje po tyłku, później jest ustawiony jak mało, kto, ma swoją grupę kumpli, z którymi spędza przerwy, jednakże Ropuch póki, co nie może marzyć o wyrwaniu się ze szpetnych murów. Nie zapominajmy też o tym, jakie wydarzenia będą się przewijały przez lata jego odsiadki. Sam napomina o pamiętnym 1939 roku. Szczerze mówiąc myślałam, że Autor od razu do niego przeskoczy, dając nam kolejną fascynującą opowieść o walce podczas II Wojny Światowej. Na szczęście moje zapędy zostały ostudzone, a lata dwudzieste należcie opisane.
Książka sprowadza bohaterów do parteru. Wśród skazańców znajdują się osoby światłe, jak Ojczulek, pochodzące z gminu, niczym Ropuch, jest tez obieżyświat, Cygan uwikłany w zawiłości polityczne, dla którego zamknięcie w murach to kara równa z piekielnymi czeluściami. Wyrwani z normalnego życia, „resocjalizowani” przez zdeprymowane władze oraz starszych stażem kolegów, musza uciekać się do podstawowych instynktów. Wola przetrwania, pokora, uniżenie, poddaństwo, kombinowanie na każdym kroku, czy to wystarczy, aby znieść ciężar więziennego bytowania? Czy po takiej kuracji człowiek jest w stanie żyć sam ze sobą? Czy nie zwariuje?
Możecie sami się przekonać, sięgając po „Skazańca. Na pohybel całemu światu”. Książkę polecam każdemu czytelnikowi, który chce poczuć ogrom emocji, zobaczyć jak wyglądało polskie więzienie niemal sto lat temu i jak wiele (albo i nie) łączy je z dzisiejszym wyobrażeniem o tym przybytku, albo po prostu ma ochotę na kawał dobrej literatury.