No więc dzisiaj o książce Alarii Tuti, która w swojej karierze już kilka powieści napisała, a u nas, w Polsce, zostały wydane trzy. Tym razem niech Was nie zmyli okładka, to nie jest kolejny kryminał, to nie jest kolejny tom serii!
"Skalny kwiat" swoją premierę miał 16 czerwca. I wiedziałam, że ją przeczytam prędzej czy później, bo ta autorka jest jedną z tych, po której książki sięgam z przyjemnością, w ciemno. Przyjechała jednak do mnie w drugiej połowie lipca i w zasadzie muszę przyznać, że zaczęłam czytać od razu, ale ponieważ przeplatałam ją innymi, to dopiero teraz przyszła jej kolej na to, by o niej opowiedzieć.
O czym jest ta tajemnicza obyczajówka? Przede wszystkim jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, co powoduje, że czytanie staje się nieco inne. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale w moim przypadku od razu wyobraźnia płata mi figle pod tytułem "to mogło zdarzyć się tuż obok Ciebie". A no, mogło. A ta historia opowiada o kobietach, o pierwszej wojnie światowej. Tym razem nie o żołnierzach, a właśnie o tych, które na front nosiły broń, amunicję, leki, jedzenie. Wszystko to odbywa się w Alpach, które dla mnie do tej pory były symbolem piękna, potęgi gór, wytrwałości i to ostatnie słowo oddaje wszystko to, co dzieje się w tej książce. Właśnie w śniegu, pod górę, ciągle brnąc, by pomóc żołnierzom, brnęły te kobiety... ze świadomością, że wróg w każdej chwili może odstrzelić im głowy.
Czy spodziewałam się tak przepełnionej emocjami, nadzieją, wiarą, ale jednocześnie tak ciężkiej opowieści o braku perspektyw na przyszłość, o patrzeniu na śmierć, o zmaganiu się z własnymi słabościami? Nie.
Czy spodziewałam się, że pokocham całym sercem te kobiety? Nie. Ale tak właśnie się stało i wierzcie mi, pełen szacunek dla każdej, bo tak jak przeczytacie na okładce, jedne były jeszcze dziećmi i przyszło im szybko wpaść w brutalną dorosłość, a inne już u schyłku życia całą swoją energię wkładały w to, by pomóc.
Czy polecam? Pewnie domyślacie się, że tak i serdecznie polecam do tego fotel, herbatę, kocyk na jesienny wieczór. Ach! I zapas chusteczek, bo wierzcie mi, mogą Wam się polać strumieniami. Autorka pokazała, że kryminały pisze lekko, ciekawie i pochłania się je niemal na raz, ale przy "Skalnym kwiecie" pokazała, że potrafi sprawić, że czytelnik wstrzyma oddech i zapomni oddychać, by zachłysnąć się każdym słowem.
Wydawnictwu Sonia Draga bardzo dziękuję za egzemplarz. Stoi on u mnie na honorowym miejscu w biblioteczce i ku całej mojej egoistycznej naturze poklaskując nie jest i nie będzie nikomu pożyczany, co by nikt mi nie zniszczył. Może uda się kiedyś zdobyć autograf...