Od razu zaznaczam, że nie jestem fanką Iggy'ego Popa. Tak szczerze mówić potrafię zanucić tylko jedną jego piosenkę. Jego muzyka nie robi na mnie większego wrażania. Za to biografia wprost przeciwnie.
Paul Trynka, amerykański dziennikarz muzyczny, napisał biografię totalną. Wykonał kawał tytanicznej roboty docierając do ogromnej ilości ludzi, którzy mieli cokolwiek wspólnego z legendarnym muzykiem. Uporządkował wszystkie fakty w sposób logiczny i chronologiczny. Pomimo niemalże 500 stron książkę czyta się szybko i przyjemnie, a ilość informacji nie przytłacza czytelnika. Język biografii jest lekki i przystępny, ale przy tym niezwykle barwny i plastyczny. Bez wątpienia duży wpływ mieli na to autorzy tłumaczenia oraz redaktorka książki Agnieszka Wojtowicz- Jach – również fanka kąpieli z Detroit. Moje ulubione zdanie z całego tomu jest właśnie autorstwa wspomnianej wcześniej pani i pochodzi ze wstępu do polskiej edycji publikacji: „Gdy Iggy burzył wszelkie granice między pierwotnym szaleństwem a ideą czystej sztuki, Marilyn Manson bawił się jeszcze w pampersach swoim siusiakiem.” To jedno zdanie stanowi idealną zapowiedź tego, czego będziemy świadkami już za parę stron!
James Osterberg był miłym, grzecznym i ułożonym chłopcem. Wszyscy darzyli go sympatią. Łatwo wzbudzał zaufanie ojców swoich dziewczyn. W ogóle do tematów damsko-męskich podchodził ostrożnie i z szacunkiem. Wróżono mu owocną karierę polityczną. Jednak jego zainteresowania szły w zupełnie odmiennym kierunku. Muzyka była tym, co fascynowało Jima od początku. Kłopoty zaczynały się kiedy do głosu dochodziło jego alter ego - Iggy Pop. Najpierw rozpoczął swoją muzyczną karierę od funkcji perkusisty w The Iguanas. Niedługo później został wokalistą i frontmanem, założonej wspólnie z braćmi Asheton, grupy The Psychedelic Stooges. Od tego momentu nastąpił wybuch talentu Jima. Rozkwit jego fenomenalnej kariery i jakże spektakularny upadek. Swoimi przygodami mógłby obdzielić z tuzin artystów. Bo Iggy Pop jest ucieleśnieniem dobrze znanego hasła „sex, drugs and rock&roll”. Eksperymenty z coraz cięższymi narkotykami i tłumy groupies, które przewinęły się przez łóżko całego zespołu budzą zazdrość lub niesmak, w zależności od osobistych upodobań czytelnika. Maltretowanie psychiczne i fizyczne, któremu Iggy własnoręcznie się poddawał doprowadziły go na samo dno. Z każdą kolejną kartką stajemy się świadkami coraz to nowszy skandali. A w tle cały czas słychać szalonego punk rocka…
Ta publikacja to nie tylko opowieść o zwariowanym rockendrolowcu i jego wybrykach, ale także kawał historii muzyki amerykańskiej na przestrzeni pięćdziesięciu lat. Ilość znanych nazwisk, które przewijają się na kartach książki jest porażająca. Osobiście rozczulił mnie kilkuletni Slash, który pojawił się gdzieś przez moment w trakcie tej monumentalnej biografii. To również opowieść o kulisach bezwzględnego show biznesu. O cenie, jaką trzeba zapłacić za dar jakim jest talent. O przerażającej samotności i pustce. O przyjaźni, która jest ponad tym wszystkim.
To, że Iggy przetrwał zakrawa na cud. Co najciekawsze nadal pozostaje czynnym artystą. Bo w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko muzyka.
Miałam przyjemność usłyszeć Iggy'ego and The Stoogies na tegorocznej edycji Off Festivalu w Katowicach. Legendarni muzycy występowali jako największa gwiazda drugiego dnia festiwalu. Zdecydowanie nie był to najlepszy koncert Offa. Co więcej, nie był to nawet jeden z pięciu najlepszych koncertów. Jednak tłum pod sceną był porażający. To, co ten człowiek wyprawiał jest nie do opisania. Czyste szaleństwo! Mimo, iż muzycznie koncert wypadł słabo, to jednak show, którego miałam szczęście być świadkiem, zapamiętam na całe życie.