„Sekretem szczęścia jest wolność, a sekretem wolności odwaga.” to maksyma Peryklesa widniejąca na 534 stronie książki Oriany Fallaci pt. „Korzenie nienawiści. Moja prawda o islamie”.
Tej WIELKIEJ Fallaci? – spytają jedni. Tej JĘDZY Fallaci? – fukną drudzy. Nazwisko Fallaci pewnie obiło się Wam o uszy. To znana i swego czasu podziwiana włoska dziennikarka, reportażystka i pisarka. Też swego czasu, jednak już nieco później, była atakowana – właściwie ze wszystkich stron sceny politycznej i przez wiele środowisk społecznych – za swoje radykalne i nieprzyjazne poglądy na temat islamu.
Fallaci należy do tej kategorii osób (o ile można mówić o kategoriach w kontekście człowieka), którą się albo kocha, albo nienawidzi, a z całą pewnością nie wywołuje obojętności. Podobnie jest z jej twórczością, która jednych rozpala do czerwoności z powodu ksenofobicznych tyrad, innych ekscytuje swoim ostrym jak brzytwa intelektem. Dlatego Fallaci trzeba czytać, choć nie zawsze należy się z nią zgadzać.
„Korzenie nienawiści. Moja prawda o islamie” to zbiór wywiadów, esejów, fragmentów artykułów, które Oriana Fallaci napisała przez lata aktywności zawodowej. Całość została podzielona na 6 części tematycznych: „Niezakwefione kobiety”, „Prorocy terroru”, „Polowanie na Żydów”, „Kto rządzi na Bliskim Wschodzie”, „Doniesienia z pustyni” i „Komedia tolerancji”. W najstarszych materiałach autorka odnosi się do lat 60-tych, do czasów konfliktu zbrojnego w Wietnamie, który według współczesnych dziennikarzy stanowił miernik okrucieństwa wojennego. Obiektyw przykłada do obrazu islamskich kobiet, które bez praw, bez woli, okryte od stóp do głów w powłóczyste szaty niczym pakunek stanowią jedynie wartość prokreacyjno-rekreacyjną dla muzułmańskich mężczyzn. Oczywiście wszystko w zgodzie ze świętą księgą, czyli „Koranem”.
Ogromne wrażenie robią rozmowy z wpływowymi politykami. W ich trakcie nie oszczędza nikogo, bo Fallaci politykom się nie kłania, a poprawność polityczna jest jej obca. Co ważne, Fallaci nie zadaje jedynie pytań, ona reaguje na rozmówcę, wchodzi z nim w interakcje, czasami prowokuje, a nawet obnaża niekonsekwencje interlokutora czy brak spójności w myśleniu. Zawsze przygotowana, podaje fakty, cytuje wypowiedzi, przytacza liczby, nie daje się zaskoczyć. Kadafi pytany o finansowanie światowego terroryzmu został wzięty przez dziennikarkę w krzyżowy ogień pytań niczym z najnowocześniejszej artylerii, przy czym sam się ośmieszył, plącząc się w infantylnych odpowiedziach. Z kolei w obecności Chomeiniego Fallaci zrzuciła z siebie czador, który była zmuszona nałożyć, by móc porozmawiać z ajatollahem, czym wywołała skandal, ale Chomeini jej ani nie wyprosił, ani nawet nie przerwał spotkania. Uzyskała więc, co chciała.
I trzecia część „Korzeni nienawiści. Mojej prawdy o islamie”, ta najbardziej kontrowersyjna, wręcz obrazoburcza, to „Komedia tolerancji”, która powstaje po zamachu terrorystycznym w 2001 r. na World Trade Center. Tu Fallaci wręcz przepełnia wściekłość na islam, kipi niepowstrzymaną złością na muzułmanów i zachodnie demokracje. Te ostatnie uważa za zbyt nieudolne i układne, by mogły się przeciwstawić zmasowanemu, ukrytemu niebezpieczeństwu pod postacią napływu muzułmańskich uchodźców oraz islamskiego terroryzmu.
Jakkolwiek, jak wspomniałam już wcześniej, nie należy się z Fallaci we wszystkim zgadzać, niewątpliwie pociąga w jej twórczości intelektualna pasja, z jaką włada piórem i wyraża swoje poglądy. Za to szczerze podziwiam Fallaci. Za jej wrażliwość na drugiego człowieka, ekspresję w przedstawianiu świata, odwagę w obnażaniu krętactw i matactw. Jej obrazowość, dygresje, umiejętność prowadzenia dyskursu intelektualnego mi imponują. Pod koniec życia stała się radykalnie nieprzejednana, im bardziej krytykowana i wyszydzana, im częściej ciągana po sądach, tym bardziej, mam wrażenie, zapiekle krzyczała z własnej barykady w obronie swojej prawdy, także tej o islamie. Im bardziej ją zaszczuwano, tym bardziej odgryzała się jak raniona lwica, która trawiona chorobą u schyłku swoich dni wiedziała, że nie ma już nic do stracenia. Może tylko szokować, a przez to inspirować do dyskusji, nadawać ton, podsuwać argumenty, rozbudzać wątpliwości. Dla wielu stała się wyrzutem sumienia, a siła jej retoryki uwierała. Była zaangażowana w to, co robiła, do samych trzewi, chyba wiedząc, że czasami nawet wbrew sobie, byle przekonać do wartości Zachodu takich jak liberalizm, wolność, równość, demokracja rozumianych wg ich niewypaczonych definicji. Fallaci była przez to jak mało kto wolna. Miała swoje poglądy, wbrew krytyce wyrażała je publicznie i na dodatek potrafiła je uargumentować. Nie uchylała się od nich w imię źle pojętej poprawności politycznej, bo politykiem nigdy nie była, dlatego mogła sobie pozwolić na bycie odważną. Za odwagę płaciła wysoką cenę, świat islamu wydał na nią wyrok śmierci.
Całość recenzji na duszkowym blogu. Zapraszam tu:
Czytam duszkiem : Oriana Fallaci "Korzenie nienawiści. Moja prawda o islamie" z Wydawnictwa Cyklady