Trochę już w swoim życiu romansów przeczytałam, w tym również sporo erotyków. Właśnie dlatego miałam z czym porównywać „Sekret bodyguarda”. Jak powieść wypadła na tle innych? Czy zaskoczyła mnie pozytywnie, a może wręcz odwrotnie, zawiodła pokładane w niej oczekiwania? W tej recenzji zdradzę wam ten sekret.
Mikaela jest młodą właścicielką domu mody. Praca stanowi cały jej świat i trzeba przyznać, nieźle jej idzie. Oszałamiające kolekcje, świetni pracownicy, mnóstwo zysków. Czegoś musi jej brakować. Oczywiście… miłości. Niby nie stara się nic z tym zrobić, ale podczas wypadów do dyskotek regularnie zerka w stronę płci przeciwnie. Kiedy jej spojrzenie pada na pewnego przystojniaka… nie jest w stanie myśleć o niczym innym. Jednak wszystko szybko zaczyna się komplikować, problemy w pracy przeplatają się z dylematami w życiu osobisty. Czy coś zagraża dziewczynie? Czy jej obrońca faktycznie stanowi dla niej ochronę?
Na początku książka zapowiadał się naprawdę dobrze. Historia skupiała się na życiu zawodowym oraz przygotowaniach do pokazu. Owszem, wszystko to było przedstawione w mocno uproszczony sposób, ale działało na moją wyobraźnię, a klimat twórczego chaosu dodawał całości smaku.
Wszystko zaczęło się rozmywać wraz z pojawieniem się głównego bohatera. Nie od razu, na początku jest tylko namiętność od pierwszego wejrzenia, gorzej… że dalej wszystko rozwija się w stronę słodkiego romansu. Ale przecież my wiemy, że facet coś ukrywa. Skąd? Sugerują nam to: tytuł, inny bohaterowie, a nawet on sam! Tymczasem na rozwinięcie tego wątku czekamy praktycznie do zakończenia powieści.
Zabrakło mi też głębszego dopracowania bohaterów, ich charakterów, a przede wszystkim przeszłości. Wątek Mikaeli co prawda zapowiada się dobrze, ale ostatecznie okazuje się wyłącznie „bohaterką do lubienia”. Wiecie, mądra, pracowita, dobra, nawet fortunę przed trzydziestką zawdzięcza wyłącznie swojej pracy. Chociaż zdarzyło się jej kilka trafnych spostrzeżeń, to ostatecznie nic z nimi nie robiła i wiele razy podejmowała nierozsądne, naiwne decyzje. Jej relacje z innymi też nie są szczególnie dopracowane, sprawią wrażenie kontaktów „na pokaz”, zbyt modelowych, by mogły być prawdziwe. Wiele razy miałam wrażenie, że autorka mogłaby dodać pikanterii rozwijając tematy poboczne. No i na końcu główny bohater, dostajemy kilka linijek z jego perspektywy, a gdy zdradza nam swój tytułowy sekret, ogranicza się do paru zdań.
Również wątek główny nie dostarcza zbyt wielu emocji. Jako romans prezentuje się nieźle, jest miłość, namiętność, liczne momenty. Szkoda, że szykowałam się na coś innego, na tajemnice, sekrety, zagrożenie i intrygi. To pojawia się na końcu, na raptem 40 stron, rozwiązuje się błyskawicznie i w dość dziwny sposób. Powieść nie rozpieszcza nas niestety też wątkami pobocznymi. Poza główną linią fabularną nic się dzieje, nie mamy wglądu w życie bohaterów pobocznych, jakby istnieli oni tylko po to, by Mikaela miała z kim porozmawiać.
Zaskoczył mnie również epilog. Nie mam pojęcia, czy powinnam się spodziewać drugiej części, czy takie streszczenie zakończenie właśnie poinformowało mnie, że nic więcej nie będzie.
„Sekret bodyguarda” to całkiem niezły romans i erotyk. Tylko. Chociaż wątek zagrożenie został ciekawie wprowadzony, to w praktyce nie sprostał moim oczekiwaniom. Zabrakło większych emocji i zwrotów akcji, a większość historii ograniczyła się do „zakochali się w sobie, a potem powoli rozwijał się ich związek”.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl