Przyjaciel to dobra „rzecz”. Przyjaciel to nie tylko ktoś, kto powie dobre słowo, ale przede wszystkim ktoś, kto powie „stop”, gdy czynimy źle. Robi to poważnie lub humorystycznie śmiejąc się z naszych wad, ale nigdy nie z nas. Marcin Szczygielski jest dla mnie właśnie takim literackim humorystycznym przyjacielem. Perypetie jego bohaterek zawsze biorę sobie do serca i analizuje na swojej osobie.
„Farfocle namiętności” to druga część „Nasturcji & ćwoków”. Książka napisana z powodu polubienia bohaterek przez autora ( wiem to od Niego samego!), czego nie sposób nie zauważyć. Zosia i Agnieszka powracają z nową dawką humoru, przekrętów i problemów.
Bob Marley nie bez powodu śpiewał „No women, no cry”. W lekturze mamy kobietę i łzy do kwadratu.
Pisarz porusza problem braku zaufania w związku. Zosia zamiast porozmawiać otwarcie ze swoim partnerem wolała go sprawdzać dopisując do tego własną ideologię. Często jest w stanie uwierzyć w najgorszą głupotę, jeśli tylko potwierdza to w kryje się w jej głowie. Trzeba uważać z zazdrością. Jest potrzebna w związku, ale w odpowiedniej ilości, bowiem ta chorobliwa potrafi zmącić ten klarowny bulion wielgachnymi farfoclami. Metoda na dobry związek? Budowanie go od podstaw-zaufania, bez zamiatania pod dywan i metody klin-klinem. Nienawiść i zemsta zawsze najbardziej dotyka tego, który ją odczuwa a nie tego, wobec któremu jest kierowana.
Po domowych pieleszach wkraczamy do wielkiego świata dziennikarstwa i mody. Nie jest to encyklopedia na temat tego fachu, choć czytając życiorys autora nie wątpię, że doświadczenia życiowe były pomocne. Redakcja to istne pole minowe gdzie, aby wygrać trzeba być szybkim i zwinnym niczym szczur. To miejsce, gdzie na przyjaźń i sentymenty nie ma miejscam, a każde kłamstwo wychodzi na jaw i trzeba ponieść jego konsekwencje. Miejsce, gdzie każdy tylko czeka na to, żeby donieść szefowi, gdy podwinie nam się noga.
Zazdrościli, czekali, czekali.... i się doczekali. Od tego momentu widać szczególną miłość i podziw autora wobec kobiet. Nie ma sytuacji, w której by sobie poradziłyby. Potrafią być szyją, głową, rękami i nogami a nawet sercem.
Serce jest najważniejsze i to je właśnie widać na kartach tej powieści.
Większości z Was wydaje się, że powieść jest w głównej mierze o miłości. Macie racje, choć tylko połowicznie. Lektura jest o uczuciu silniejszym niż każde inne, uczuciu zwanym przyjaźnią. Ta prawdziwa przetrwa największe tornada, a z każdym kolejnym będzie coraz mocniejsza. Ja z każdą książką Marcina jestem z Nim coraz bardziej za pan brat i wątpię by to uczucie przeminęło, bo o zburzeniu go nie ma mowy.
Nie bądźcie jak inni. Nie czekajcie z przeczytaniem tej książki.