Sara i Sigurd to młode norweskie małżeństwo. Mieszkają w starym odziedziczonym domu, który od kilku lat remontują. Ona jest psychoterapeutką i prowadzi w domu prywatną praktykę dla trudnej młodzieży, On jest architektem.
Pewnego dnia rano Sigurd zostawia Sarze wiadomość na sekretarce, że wybiera się na weekend z kolegami. Po kilku godzinach okazuje się, że nie dotarł na miejsce i nie ma z nim kontaktu. Na początku Sara jest zła, że mąż ją okłamał, ale im dłużej nie ma od niego wiadomości ta złość przeradza się w niepokój.
Zgłasza sprawę na policję.
Tymczasem w domu zaczynają się dziać dziwne rzeczy i Sara już sama nie wie, czy są prawdziwe, czy może ma urojenia, a z jej psychiką stało się coś niedobrego.
To do czego dojdzie, ile rzeczy zrozumie, otworzy jej oczy na to, czego nie dostrzegała wcześniej.
Wiele osób zarzuca tej książce, że nie ma dojmującej atmosfery grozy, że nie czują ciarek na plecach, że rozdziały są zbyt długie, a klimat usypiający. Mają prawo.
Zastanawiam się na ile wynika to z faktu, że my jako czytelnicy zostaliśmy przez autorów przyzwyczajeni do tego, że ciągle musi się coś dziać i pewnie najlepiej by było, żeby Sara zarąbała męża siekierą 🤔
Natomiast w realu życie nie zawsze wygląda jak w thrillerze psychologicznym, które znamy z książek i zgrozę mogą wzbudzić w ludziach z pozoru błahe rzeczy.
Dla tych, co są już po lekturze mam pytanie 🤓
Uważacie, że opisana w tej książce samotność, to nie jest dobry powód do refleksji?
Żyjemy w ciągłym pędzie (zazdroszczę tym, którzy mają inaczej), świat niestety nie zwalnia i ludzie coraz bardziej zamknięci są miedzy dom-praca-dom zaniedbując rodzinę i przyjaciół.
W chwili, gdy spada na nas problem, możemy mieć kłopot z tym, do kogo zwrócić się o pomoc. Choćby taką, żeby zwyczajnie pogadać i zrzucić kamień z serca.
Taką osobą jest dla mnie Sara. Skrytą, która wytyczyła wokół siebie granice i nie pozwala ich przekroczyć nikomu, nawet bliskim. Wydaje się być kobietą wyzwoloną i zastanawiam się, co pchnęło ją do tego, że wybrała życie z narcystycznym Sigurdem? Nie wyczułam tam wielkiej miłości. Ich małżeństwo wydaje się nijakie, a Sigurd najwyraźniej jest nim znudzony. Zresztą chyba tak samo znudzona jest Sara.
Moim zdaniem autorka tą książką pokazuje nam, jacy stają się ludzie. Nie twierdzę, że jest to zjawisko powszechne, ale coraz częściej zauważalne. Takie osoby są wśród nas. Ludzie samotni w tłumie, w swoim wewnętrznym świecie. Czasem i ludzie, w których drzemią najgorsze instynkty, by w którymś momencie dać upust złu.
Sama nie wiem, czy zakończenie historii do mnie przemawia, ale niewątpliwie było dla mnie zaskoczeniem.
Powiem Wam za to jedno. Ostatnio miałam okazję przeczytać wiele thrillerów psychologicznych, które nie bardzo nimi były 🤷♀️
Ten skupia się na Sarze i uważny czytelnik, który nie pędzi przez treść oczekując co rozdział wielkiego BUM doceni tę książkę.
Może i były w niej niepotrzebne wątki, ale było ich niewiele i w mojej ocenie nie zaburzyły one odbioru całości.
Ja jestem zadowolona i polecam!!!