" ... w rodzinie najważniejszy jest szacunek, miłość i pamięć o bliskich."
Ewa Bauer to pisarka, o której istnieniu wiedziałam, ale nie miałam okazji poznać twórczości Pani Ewy. Na szczęście już to nadrabiam, a Za nasze winy jest pierwszą częścią sagi rodzinnej Tułacze życie. Już pierwszy rzut oka na okładkę powoduje, że chce się po książkę sięgnąć, a opis wydawcy powoduje ciekawość:
"Joseph Neubiner wraz z żoną i trzema synami, decyduje się w ramach kolonizacji józefińskiej osiąść w Królestwie Galicji i Lodomerii, dostrzegając w tym szansę na poprawę losów swojej rodziny. Zamierza znaleźć miejsce, gdzie zapuszcza korzenie. Długa podróż z Sudetów na wschód, aa potem trudne początki sprawiają, że nieraz żałuje swojej decyzji. Odwrotu jednak nie ma, jedynym wyjściem jest zbudować dom dla dzieci, stworzyć im godne warunki i zdobyć pozycję społeczną. Joseph jest kolejnym pokoleniem Neubinerów, którym przeznaczone jest tułacze życie, pomimo to remontuje stary młyn, z którego korzyści czerpie cała wieś i robi wszystko, by Łany były tym miejscem, do którego zawsze chce się wracać. Niezbyt bogata rodzina posiada mały kapitał w postaci tajemniczej monety, która fascynuje każdego, kto bierze ją w dłonie. Czy zła passa, która im towarzyszy, da się jakoś wytłumaczyć? Czy to klątwa, czy tylko kapryśny los rzuca im kłody pod nogi?"
Przyznam szczerze, że zaskoczyła mnie ta książka i sprawiła, że miałam całe popołudnie zajęte, bo nie potrafiłam jej odłożyć. Mało tego to jak o Galicji pamiętałam ze szkoły to Lodomeria była dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Posiłkowałam się wiedzą męża i syna. Ten pierwszy też nie słyszał, a dziecko moje wyrecytowało mi całą historię Lodomerii jak z podręcznika. Uwielbiam jak książki mnie czegoś uczą. Sięgając po książkę nie miałam pojęcia, że będzie to tak zajmująca i fascynująca saga rodzinna, której akcja toczy się w XVIII wieku, nie spodziewałam się, że powieść historyczna, która nie należy do mojego ulubionego gatunku sprawi, że zapomnę o całym świecie.
Za nasze winy to wielopokoleniowa saga, która swój początek bierze od Josepha Neubinera i od osady Łany, gdzie po latach tułaczego życia postanawia osiąść Joseph wraz ze swoją rodziną. To w Łanach rodzina prowadzi młyn. To w Łanach rodzina pragnie wieść szczęśliwe i spokojne życie i pewnie by tak było, gdyby do rodziny nie wdarła się złota moneta, która sprawiła, że w rodzinie Neubinerów pojawiły się śmierć, łzy i żałoba.. Czytając książkę miało się wrażenie, że nikt nie jest w stanie unieść ogromu cierpienia jaki spadł na Josepha i jego potomków.
Autorka z niesamowitą precyzją oddała klimat życia w osiemnastowiecznej wsi, a także hierarchię jaka obowiązywała w tamtych czasach w rodzinie. Dzisiaj niektóre sytuacje byłyby nie do pomyślenia. Wtedy głową rodziny był ojciec i musiało być tak jak powiedział, dzieci podporządkowywały się woli rodziców, a jeśli nie to albo rodzice wyrzekali się ich albo musiały ponosić konsekwencje swoich wyborów. Teraz teoretycznie też tak jest, ale tylko teoretycznie, bo w praktyce różnie to bywa.
Siłą napędową powieści jest rodzina. I bez względu na wszystko to ona zawsze powinna być najważniejsza i najistotniejsza. Niesamowicie wzruszył mnie moment, gdy umierająca seniorka rodu, która wychowała nie tylko własne dzieci, ale i wnuki umierała w zasadzie w zapomnieniu. To nie tak powinno wyglądać. Dzieci be względu na to ile mają lat nie powinny zapominać o rodzicach, a już tym schorowanym należy się opieka z ich strony.
Ewa Bauer stworzyła przepiękną opowieść osadzoną w realiach wsi, oddała całe barwy i uroki wiejskiego życia, głód i morowe powietrze, które zabierało mieszkańców. Stworzyła niesamowicie realny i prawdziwy obraz bohaterów, których życie nie było usłane różami, a do wszystkiego dochodzili pracą własnych rąk. No i jeszcze tajemnicza moneta, która tyle złego wprowadziła w życie naszych bohaterów.
Ewa Bauer stworzyła książkę, w którą miało ochotę się wejść po to, aby pobyć wśród mieszkańców, pożyć ich życiem. Jeśli lubcie sagi rodzinne to sięgnijcie koniecznie po książkę Za nasze winy, bo to niesamowicie smakowity kąsek, który pochłonęłam z wypiekami na twarzy.