Po lekturze książki Doroty Ugorowskiej nie sposób się szybko odnaleźć. Potrzeba czasu, by zaakceptować i siebie i otoczenie, by zaakceptować to kim jestem tu i teraz. Z kart książki wyłania się bowiem świat tak inny od naszego, że nie sposób szybko znaleźć balans. Trudno uwierzyć w magię japońskiej ziemi i jej mieszkańców. Można praktykować wyciszającą, wręcz medytacyjną jogę, kojące tai chi, czy ciężki wagą sumo, ale gdzieś z tyłu głowy pojawia się pytanie, czy dzięki temu znam Japonię? To tak, jak jedzenie pałeczkami. Czy ono sprawia, że jestem bliska Japończykom? Nie. Kultura Kraju Kwitnącej Wiśni wymaga bowiem czegoś więcej. Przynależy się jej poznanie, kontemplacja i akceptacja, co nie jednemu zapaleńcowi może nie odpowiadać. Ich postrzeganie świata, kultura, styl, przenikanie tradycji przodków,czy choćby typowa codzienność nie przez wszystkich są dobrze odbierane. Irytują nas ich spokój i opanowanie, drażnią uśmiechy i grzeczność, denerwuje „mówiąca więcej cisza”. Japonia nie jest bowiem dla wielu, nie okłamujmy się. Stoicki spokój i pokora to główne cechy Japończyków. Brak kłótni, poszanowanie tradycji i rodzinna bliskość to elementy życia, które uwypukla autorka. To części składowe dobrej drogi, którą my, ludzie zachodu biegniemy. Nie patrzymy pod nogi w przeciwieństwie do ludzi wschodu, który ją kontemplują i smakują. Rozkoszują się każdym kolejnym stawianym krokiem. Idą z uśmiechem. Pietyzm dnia. Akceptacja tego, co przychodzi do człowieka każdego dnia. Tu nadal praktykuje się rodzinne kąpiele, wspólne spożywanie posiłków, ikebanę układania kwiatów, czy szacunek dla Gejsz. I mimo, że owe tradycje stoją w opozycji do nowoczesności i osiągnięć techniki, to nic nie stoi na przeszkodzie, by mieszać płaszczyzny ze sobą. By przenikały się kolorami, czy charakterami. Tu wszystko jest albo chaotyczne, ale powolne. Tu jest dynamika i hamulec – miszmasz Japonii to wachlarz smaków i czasu. Tu zegary inaczej odmierzają czas. Tu na wszystko jest miejsce.
Japonia od lat stanowi dla mnie źródło pasji. To kraj przyciągający, jak magnes. Zachwyca mnie,fascynuje i jest jak niezgłębione egzotyczne jezioro. I chyba dlatego książka Doroty Ugorowskiej nie stanowiła dla mnie odkrywczej lektury, lecz stała się klimatyczną podróżą. Wyruszyłam bowiem do wschodniej Azji, zasiadłam przy stole zastawionym sushi, sajgonkami, egzotycznymi odmianami ryb i przypraw, zawiązałam poluzowany pas opasający barwne kimono i pokłoniłam się z szacunkiem. Z szacunkiem do pracy, jaką włożyła autorka w „Zrozumieć Japonię”. Bo obserwacja to jedno, lecz przełożenie tego obrazu na słowa, spisanie i przybliżenie go innym widzom (i słuchaczom) to już coś całkiem innego. I zdaję sobie sprawę, że ilość publikacji tego rodzaju, acz oscylujących na bliższych nam krajach, zasypie i przygniecie „Japonię” Ugorowskiej, to mam nadzieję, że trafi ona do rąk jeśli nie wielu,to do tych „wybranych”. Tych, którzy złapią piękno Japonii, poczują w sobie instynkt piękna i chęć poznania. Bo Japonia wymaga czasu, wyciszenia i pasji. Książka to miszmasz powieści obyczajowej,przewodnika, poradnika i baśni. Bez tej ostatniej sama Japonia nie mogłaby istnieć. Ta książka niebywała perła zamknięta w okładce z obwolutą. Skryta perła między połami kimona. Czytasz i tracisz rachubę czasu, kroczysz drobnymi kroczkami za Gejszą i pokornie kłaniasz się mijanym ludziom. Świat cię zachwyca, emocje rozsadzają serce. Słowa z kart „Japonii” osadzają się w tobie, magnetyzują,porywają.
Słowa zmieniają ciebie i nic już nie jest takie, jak było.
Kontury się wygładzają.
Uśmiechasz się.
Egzemplarz książki otrzymałam od sztukater.