„Icebreaker” autorstwa A.L. Graziadei, stanowi kolejną powieść z gatunku YA, w której wątek romansu jest jedynie tłem dla historii, która trafi w Wasze serca oraz spowoduje wiele sprzecznych emocji. Sięgnęłam po tę powieść, ponieważ nie tak dawno temu czytałam bardzo podobny tytuł, którym był „A jak to się wyda”, który w całości roztopił moje serducho. Niestety ta książka nie była tak dobra jak wyżej wymieniony tytuł, jednak nie powiem, że przygodę z dzisiejszą lekturą zaliczam do nieudanych.
Mickey James ma siedemnaście lat, właśnie rozpoczyna studia na Uniwersytecie Hartlanda i trafia do uczelnianej reprezentacji hokeja. Przed nim kariera zawodnika NHL. Taki wybór to kontynuacja rodzinnej tradycji hokejowej Jamesów. Ale chłopak wcale nie jest pewien, czy chce iść tą drogą. Dręczą go wątpliwości, jest emocjonalnie rozdarty między lojalnością wobec rodziny a możliwością realizacji własnych pragnień, możliwością bycia sobą. W środowisku hokejowym – maczystowskim i homofobicznym – wszelkie odstępstwa od przyjętej normy są niemile widziane, tymczasem Mickey jest biseksualistą.
Obawa przed ujawnieniem orientacji w połączeniu z depresją sprawiają, że chłopak trzyma się na dystans od kolegów z drużyny, zamyka się w sobie. Pociechę znajduje w rozmowach z siostrami i przyjaciółką z dzieciństwa. Podczas treningów i meczów Mickey spotyka się natomiast ze swoim odwiecznym rywalem, Jaysenem Caulfieldem, co go dodatkowo stresuje. Wydaje się, że kolega z drużyny szczerze go nienawidzi. I mogłoby to nawet stanowić impuls motywujący do lepszej gry, gdyby… Gdyby nie fakt, że Jaysen pociąga Mickeya. Wzajemna niechęć chłopaków powoli topnieje, a potem przeradza się w fascynację.
Może i „Icebreaker” momentami wydawał mi się zbyt przesłodzoną historią, to nie spodziewałam się, że w trakcie jakiejkolwiek lektury będę płakać i śmiać się jednocześnie. Ta historia powoduje tak skrajne emocje, że nie polecam Wam czytać jej w miejscu publicznym (ludzie dość dziwnie na mnie patrzyli...). Jestem pewna, że dla wielu z Was relacja pomiędzy dwójką głównych bohaterów będzie aż za cukierkowa, jednak sami przyznajcie, czy ta cecha nie jest urokiem historii z gatunku YA?
Czy tylko ja od samego początku kibicował Mickey’owi oraz Jaysen’owi? Ta dwójka od samego początku do siebie pasowała - przez ich styl bycia nie potrafiłam ich nie polubić. Może i ich relacja czasami doprowadzała mnie do szału, jednak po cichu liczyłam, że tę dwójkę coś jednak połączy. Graziadei stworzyła historię pełną charakterystycznych bohaterów, którzy wkładają jakąś cząstkę do fabuły, przez co trudno będzie Wam się z nimi pożegnać.
Do tej pory jestem zaskoczona w jaki sposób autorka przedstawiła rozgrywki hokeja oraz same przygotowania do nich. Czy tylko ja sadziłam, że będą one wspomniane mimochodem, a całe show zgarnie miłość pomiędzy bohaterami?
Poza dobrymi opisami meczów autorka przygotowała dla nas bardzo realistyczne opisy myśli osoby, która zmuszona jest walczyć z depresją oraz lękami społecznymi. Dzięki narracji pierwszoosobowej miałam możliwość wejścia w umysł takiej osoby - dość szybko tego doświadczenia nie zapomnę. Nie życzę tego nikomu, postać Mickeya przez ten aspekt spowodowała u mnie wiele emocji - nie tylko radość, ale również smutek, czy strach, ponieważ bałam się jakie jeszcze myśli pojawią się w jego głowie.
Czy książkę polecam? „Icebreaker” nie jest kolejną głupią książką o związkach pomiędzy osobami tej samej płci, ale jest to powieść o dojrzewaniu do pewnych decyzji oraz walce ze swoimi demonami. W trakcie lektury znajdziecie też temat comming out, który otworzy Wam oczy na niektóre kwestie i pozwoli zrozumieć co tak naprawdę siedzi w głowie takiej osoby oraz skąd wziął się jej strach przez przyznaniem przed wszystkimi o swojej prawdziwej tożsamości.