W kolejnych stuleciach bardzo szybko zacierają się różne granice. To, co kiedyś było nie do pomyślenia dziś jest, można by powiedzieć, normalnością. Taką właśnie sytuację przedstawia ta książka. Młoda, nierozważna i zakochana dziewczyna, która nie zdaje sobie do końca sprawy z tego jaki naprawdę jest świat i naiwnie wierzy, że wszystko wokół jest dobre. Ta łatwowierność sprawiła, iż nasza bohaterka stała się w oczach innych najgorszą grzesznicą, która ściągnęła na rodzinę hańbę.
Elizabeth Gaskell była nieznaną mi autorką. „Ruth” w bieżącym roku doczekała się pierwszego wydania w Polsce, co jest dość dziwne, gdyż książka napisana została 160 lat temu. Ta brytyjska pisarka przyjaźniła się z Charlotte Bronte, której w tym roku zostały wznowione wydania powieści (wielu z Was zna ją z „Wichrowe wzgórza”, które aktualnie czytam). Pani Gaskell żyjąca w czasach wiktoriańskich, wspaniale przedstawiła reguły w nich panujące. A były to prawa dla współczesnego człowieka wstrząsające. Problem kobiety upadłej i zhańbionej został poruszony w prosty sposób, który pokazuje nam realia tamtego świata, a nam pozostawia porównanie go ze współczesnym.
Ruth Hilton, główna bohaterka jest młodziutką i niesamowicie piękną dziewczyną. Została osierocona, więc prawni opiekunowie postanowili wysłać ją do pracy jako szwaczka, aby nauczyła się zawodu i mogła na siebie zarabiać. Nie do końca zdaje sobie sprawę co jest dla niej dobre a co nie. Gdy poznaje pana Bellinghama pozwala zabrać się na nic nie znaczący spacer do jej dawnego domu. W drodze powrotnej spotyka swoją pracodawczynię, która uznaje spacer młodej dziewczyny w towarzystwie kawalera, zupełnie bez przyzwoitki, za wysoce haniebny czyn. W ten oto sposób bohaterka traci pracę i dach nad głową. Jej ukochany proponuje wspólne życie i naiwna Ruth zgadza się na wszystko. Szczęście jednak nie może trwać długo. Zhańbiona dziewczyna i mężczyzna z wysoko postawionej rodziny nie mogą ułożyć sobie życia. Wtedy do samotnej bohaterki znów uśmiecha się los i znajdują ją ludzie pełni miłosierdzia. Po latach Ruth jednak będzie musiała znów postawić czoło trudnym sytuacjom, bo kiedy przeszłość do nas wraca wszystko staje na głowie, to co kiedyś rozpoczęte, musi zostać w końcu zakończone.
Niestety główna bohaterka nie spodobała mi się przez co dość niechętnie przeczytałam tę książkę. Ruth była naiwna, bezbarwna, podporządkowana wszystkim i wszystkiemu, bez własnego zdania. Uważała, że jej rolą jest tylko potakiwanie i dbałość o osoby ją otaczające. Miałam nadzieję, że to się rozwinie, że bohaterka się zmieni. Dopiero pod koniec rzeczywiście dostrzegłam zawziętość i jakąkolwiek chęć zrobienia czegoś po swojemu. Choć dość późno postać ta pokazała, że potrafi walczyć, to zawsze zapamiętuje się te ostatnie momenty. Oczywiście w środku utworu również pokazała swoją piękną miłość do synka, dla którego robiła wszystko. Utwór czyta się dość szybko, miałam wrażenie że bywa o niczym, ale to nudne życie codzienne przedstawiało właśnie prawdziwe realia w których żyli tamci ludzie. Wiem, że ta lektura ma za zadanie przede wszystkim przekazać nam, jak wyglądały czasy wiktoriańskie i jak ciężko miały wtedy kobiety. Ten temat został dogłębnie przedstawiony, ale nie mogę powiedzieć abym dowiedziała się czegokolwiek innego, niż już wiedziałam. Fabuła jest nawet ciekawie przedstawiona, jednak autorka nie wprowadziła niczego zaskakującego. Akcja toczy się powoli, nie ma raczej żadnych zwrotów, które sprawiłyby iż od książki nie dałoby się oderwać. Największym plusem jest chyba okładka (wszystkie książki tego wydawnictwa mają piękne okładki), która bardzo przyciągnęła mój wzrok. Jako wielka fanka utworów o czasach wiktoriańskich jestem w szoku, że „Ruth” nie podbiła mojego serca.
Moje spotkanie z Elizabeth Gaskell nie jest najlepsze, ale i nie najgorsze. Sięgnę jeszcze po „Żony i córki”, aby przekonać się jak wypadają inne książki tej autorki. W porównaniu z przyjaciółką pisarki: Bronte, Gaskell wypada jednak gorzej. Mimo kilku minusów ode mnie, wiem, że wiele osób pozytywnie ją ocenia, więc na pewno nie będę jej nikomu odradzać. Jeśli ktoś jest fanem zawrotnej akcji, to pewnie zostanie zawiedziony, ale któż wie? Myślę, że najlepiej jeśli każdy sam się przekona.