Wiele dobrego słyszałam na temat cyklu napisanego przez Johna Flanagana. Na kilku blogach miałam okazję przeczytać pochlebne recenzje poszczególnych tomów serii, jednak dopiero rozmowa z bratem, który ostatnimi czasy stał się fanem "Zwiadowców", to pewnie nadal tkwiłabym słodkiej nieświadomości.
"Ruiny Gorlandu" wprowadzają czytelnika w najtajniejsze zakątki świata, który zdominowany jest przez członków elitarnego bractwa. Przynależało do niego stosunkowo niewielu osób, a Will nigdy by się nie spodziewał, że zostanie mu zaproponowane szkolenie, które odmieni całe jego dotychczasowe życie. Pod okiem swojego Mistrza, chłopak uczy się wykorzystywać swoje ukryte umiejętności. Przyuczenie do nowej roli stanowią dla młodego mężczyzny, nie lada wyzwanie. Z biegiem czasu przyswaja się do roli, którą przyjdzie mu spełniać w nowej społeczności. Jakie tajemnice przyjdzie mu odkryć w trosce o dobro ludzi, których dane mu było poznać w sposób dość powierzchowny? O co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi?
John Flanagan stworzył powieść, która miała stać się prezentem dla jego syna. W niedalekiej przyszłości okazało się jednak, że zrobi ona karierę nie tylko w rodzinnej Australii ale i także w wielu państwach na całym świecie. Całość książki czyta się z nieukrywaną swobodą i zainteresowaniem. Nigdy nie spodziewałabym się, że wywoła one we mnie tyle emocji, które utrzymywały się jeszcze przez wiele godzin po przeczytaniu lektury. Pisarz wprowadził do całości utworu stosunkowo niewielu bohaterów, jednak zostali oni przez niego dopracowani niemalże do perfekcji. Każdy z nich wyposażony został w zespół cech, dzięki którym ich osobowości możemy odróżnić od tych już istniejących. W tego typu literaturze jest to niezwykle ważne. Era jednolitych bohaterów jest już dawno za nami, a od słowa pisanego staramy się wymagać coraz więcej.
Australijski autor sprawił, że z nieukrywanym zachwytem przerzucałam kolejne strony "Ruin Gorlanu". Bardzo rzadko sięgam po utworu, które wywołują słowa zachwytu w moim bracie, jednak tym razem było zupełnie inaczej. Do lektury tejże powieści zasiadłam z nieukrywanymi obawami, a już po kilkudziesięciu stronach okazało się, iż były one całkowicie bezpodstawne. Oczywiście nie uznam tego typu pozycji literackich za ulubione gatunkowo ale po raz kolejny przekonałam się, że moje pierwotne uprzedzenia, nie mają racji bytu w dzisiejszym świecie. Każdemu z nas potrzebne jest chwila wytchnienia od literatury, w której gustujemy na co dzień. To, że jesteśmy fanami romansów, wcale nie wyklucza tego, że nie możemy sięgnąć po kryminały i na odwrót. Nie możemy też oceniać całego gatunku, na podstawie kilku przeczytanych książek. Być może wiele spośród nich zostało napisanych w sposób schematyczny i nie posiadają większej głębi, jednak nigdy nie wiadomo, czy któregoś razu nie natrafimy przypadkiem na jakąś perełkę.
Z całą pewnością sięgnę po kolejne tomy tego cyklu. Młody doszedł już do siódmego tomu i co rusz mnie pogania, żebym zapoznała się z przygodami Willa, które kryją się w kolejnych częściach tej sagi. Jest nią wręcz zauroczony, a w jego przypadku oznacza to naprawdę wiele. Tak, czy inaczej cieszę się mogąc oglądać brata z książką i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ruszyć w jego ślady. Tymczasem "Zwiadowców" chciałabym polecić zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom. Sądzę, że z całą pewnością nie pożałujecie spotkania z tą sagą. Jak mało która potrafi wciągnąć Moli Książkowych i jest idealna do czytania zarówno w domu, jak i zupełnie przypadkowych miejscach.
Wydawnictwo Jaguar, marzec 2009
ISBN: 9788360010884
Liczba stron: 350
Ocena: 7/10
Recenzja opublikowana została na:
[
http://recenzje-leny.blogspot.com/2012/03/john-flanagan-zwiadowcy-ruiny-gorlanu.html#more]