Jean Hatzfeld, francuski korespondent wojenny, reporter, autor głośnej trylogii poświęconej ludobójstwu w Rwandzie, pokusił się o napisanie powieści. „Ostatni wyścig” to oszczędna w słowach proza, która opowiada o ogromnym rozczarowaniu... nie, nie człowiekiem, ale współczesnym światem.
Ayanleh Makeda był kiedyś wspaniałym biegaczem. Najlepszym z najlepszych. Na olimpiadzie w Pekinie odniósł spektakularny sukces. Jego triumf nie trwał jednak długo, bo już wkrótce wybuchła wielka afera dopingowa. Kariera Makeda skończyła się z wielkim hukiem, a niedawny bohater odesłany został do ogarniętej wojną domową ojczyzny i z bronią w ręku trafił do okopów. Po latach francuski reporter Frédéric spotyka przypadkiem etiopskiego maratończyka, który opowiada mu o tym, jak w ciągu chwili stracił dosłownie wszystko i został wykluczony ze społeczności, która chwilę wcześniej otaczała go uwielbieniem. Poruszony historią Makeda, dziennikarz rozpoczyna prywatne śledztwo, aby odkryć prawdę.
To co najbardziej rzuca się w oczy, to potulność Makeda. Cichy i skromny maratończyk nie potrafi się buntować. Swój los akceptuje ze spokojem i pokorą. Tak przyjmował zwycięstwo, tak też przyjmuje porażkę. I nie ważne, że chodzi tu o całe życie, a nie tylko jeden wyścig.
„Kiedy człowiek skarży się na krzywdy z przeszłości, zatruwa nadzieję, którą zdołał zachować.”
Fabuła powieści skupia się wokół rozmów z żoną i dawnymi współpracownikami sportowca. W tych fragmentach szczególnie widać reporterskie zacięcie Hatzfelda, który posługuje się precyzyjnym językiem. Cały utwór zbudowany został z konkretnych zdań, bez niepotrzebnego gadania i ozdabiania treści środkami stylistycznymi. Żona nie szczędzi reporterowi gorzkich słów: „U nas, jak się kogoś wyrzuca z pracy, przedstawia mu się powody decyzji lub mu się wymyśla. Krzyczy się na niego, lub zabija wzrokiem. Ale żeby tak kogoś odtrącać bez słowa, nie, czegoś takiego się nie robi. To coś niebywałego, nawet zwierzę sobie na coś takiego nie pozwoli.”
Sprawa Makeda została wyciszona, zamieciona pod dywan. Wszystko skończyło się niespodziewanie i nikt nie pokusił się nawet o kilka słów wyjaśnienia. Wydaje się, że nikomu poza Frédéric nigdy nie zależało na tym, aby wytłumaczyć okoliczności afery dopingowej. Bo i po co, skoro wszystko wydawało się być aż nazbyt oczywiste? Nasuwa się pytanie, czy gdyby sportowiec był Europejczykiem, to potraktowano by go inaczej? Może oskarżony potrafiłby wykorzystać media do własnych celów? Czy kolor skóry nadal jest czynnikiem decydującym o wartości człowieka? A jeśli dojdzie się do prawdy, to co zrobić z posiadaną wiedzą? Czy tajemnica odkryta po latach może cokolwiek zmienić? Jaki ma sens rozgrzebywanie przeszłość, wracanie do tamtego bólu i rozczarowań?
„Lepiej nie słuchać takich spóźnionych prawd, bo mogą zmącić spokój, który udało się nam zachować. Nie jestem ciekawa, nie mam ochoty patrzeć za siebie i rozpamiętywać żalów. Doświadczenie mi podpowiada, że lepiej z tym zaczekać.”
Niestety „Ostatni wyścig” nie poruszył mego serca tak, jak bym sobie tego życzyła. W powieści zabrakło mi jakiegoś napięcia, kotłujących się uczuć. Opowieść autorstwa Hatzfeld przeczytałam z zainteresowaniem, ale bez większych emocji. Nawet ta cała niesprawiedliwość nie dotknęła mnie specjalnie. Nie zmienia to faktu, że „Ostatni wyścig”, to dobrze napisana książka, która z pewnością znajdzie swoich zwolenników. Polecam!