"Kroniki z życia ptaków i ludzi" to powieść wyjątkowa, nie tylko ze względu na piękny, poetycki język, którym autorka zgrabnie opisuje losy swoich bohaterów, przeplatając je z opisami piękna natury, jaka jest w ich życiu obecna jako niemy świadek historii, ale przede wszystkim ze względu na podjętą tematykę. Relacje polsko-niemieckie na ziemiach odzyskanych to temat trudny i bolesny dla obu stron. Trudno jest o tym pisać tak, aby zachować obiektywizm i nikogo nie urazić. Autorce się to jednak udało.
Powieść zawiera w sobie losy członków dwóch rodzin - mieszkających na Mazurach, będących przed wojną Prusami Wschodnimi, Niemców Stuhlmayerów i Polaków, Sztulmowskich z Podlasia, którzy zostają przesiedleni na mazurską wieś. Z wyjątkiem Fritza - najmłodszego syna Stuhlmayerów, który zostaje parobkiem we własnym domu, obydwie rodziny nigdy się nie spotkały, ale mieszkały w tym samym domu i przeżywały własne małe radości i ogromne dramaty. Dzięki dość chronologicznie prowadzonej narracji, dowiadujemy się o różnych zdarzeniach, jakie miały miejsce w życiu bohaterów i które doprowadziły ich do tych miejsc, w których się znaleźli.
Wichry historii nieubłaganie odbierają ludziom bezpieczeństwo, ukochanych, domy i rodziny. Książka mieści w sobie wiele dramatów, ale daje też dużo nadziei, że ciężka praca, talent, dobre serce mogą zostać nagrodzone. Tu nie ma wygranych, ani przegranych, bo każdy coś traci, ale też może zyskać, mimo tego, że ten zysk mogą niekiedy zauważyć dopiero kolejne pokolenia. Dla tych, którzy z dnia na dzień stracili swój bezpieczny dom, ta strata będzie tkwiła zadrą do ich ostatnich dni.
Na kartach powieści piękne opisy przyrody Mazur i Suwalszczyzny oraz skomplikowanych więzi, podobieństw, które łączą współistniejących ze sobą ludzi i ptaki - te leśne, dzikie, hodowlane, a nawet zwykły przydomowy drób. Zwierzęta odgrywają tu znaczącą rolę, co z pewnością może się spodobać. Ale trzeba nastawić się, również i w tym temacie, jak w przypadku całej książki, na mnóstwo wzruszeń i smutku.