Skyler to młoda kobieta, której życie rzuciło kłody pod nogi. Mąż zostawił ją w najgorszym okresie życia do tego z długami, które ona musi spłacać pracując dla niezbyt sympatycznej kobiety.
Mads to piekielnie przystojny blondyn z tatuażami. Typ serfera, za którym obejrzy się każda kobieta. Właściciel hotelu o tajemniczej nazwie „X” jest jak król Atlantic City, na skinienie którego płeć piękna będzie padać do stóp.
Pewnego pięknego wieczoru w jednym z klubów Mads proponuje kobiecie drinka, którego ona odmawia. Skyler spławia mężczyznę mówiąc, że ma męża. I może się wydawać, że skoro mężczyzna dostał kosza to da sobie spokój. Ale nic bardziej mylnego.
Sky wypełniając swoje zawodowe obowiązki dostarcza do jednego z hotelowych apartamentów towar.
O nie, nie zdradzę co to takiego.
Żeby pobudzić waszą ciekawość zdradzę jedynie, że Sky jest rekruterką. Brzmi tajemniczo? Mam nadzieję, że tak. Wracając do naszych bohaterów. Kobieta w apartamencie spotyka mężczyznę z klubu i teraz tak naprawdę wszystko zaczyna się nabierać rozpędu.
Czy Skyler będzie tylko chwilowym kaprysem dla Madsa?
Czy mężczyzna zabawi się kobietą, a później wyrzuci jak starą zurzytą rękawiczkę?
Tego dowiecie się z książki Marty Zbirowskiej o tajemniczym tytule „Rekruterka”. Jednak zanim zaczniecie przygodę z Madsem i Sky zróbcie zapas czegoś na uspokojenie. Będzie bardzo potrzebne ponieważ autorka jak wybitny wirtuoz gra na emocjach czytelnika. To co dzieje się w książce jest jak symfonia grana przez orkiestrę. Zaczyna się spokojnie dając czytelnikowi czas na oswojenie się z sytuacją. A gdy już to się stanie będzie wielkie BUM i wasze emocje zaczną się ze sobą mieszać. Wtedy jakaś uspokajająca herbatka bardzo się przyda. Takie wyciszenie przygotuje was na tajemnice skrywane przez bohaterów. A jeżeli myślicie, że jesteście w stanie przewidzieć, co się wydarzy to zapewniam, że nie jesteście.
Marta Zbirowska stworzyła bohaterów w pewnym stopniu skrytych, dzięki czemu książka pochłonęła mnie do tego stopnia, że się bałam zrobić przerwę w czytaniu. Żeby jednak nie było tak kolorowo to „Rekruterka” ma jeden minus. Zdecydowanie za szybko się kończy.
Proszę nie pytajcie ile razy czytałam REKRUTERKĘ, bo sama zgubiłam rachubę. Ale mogę wam zdradzić dlaczego czytałam ją więcej niż raz.
Ponieważ z dobrymi rzeczami ciężko się rozstać. A książka Marty Zbirowskiej jest więcej niż dobra.
Wam gorąco polecam książkę Marty Zbirowskiej „Rekruterka”, a ja idę ponownie zanurzyć się w historii Skyler i Madsa.