Autorka tak, jak w „Normalnych ludziach” skupia się w swoim debiucie na relacjach międzyludzkich. Różnica polega jednak na tym, że opowiada w nim nie o parze zakochanych, a tym razem o grupie ludzi, których łączą różne zależności.
Frances jest studentką i początkującą pisarką, wraz ze swoją przyjaciółką i byłą dziewczyną Bobbi występuje na slamach poetyckich. Któregoś dnia poznają Melissę słynną dziennikarkę i jej męża, aktora Nicka. Wkrótce pomiędzy Frances a przystojnym i starszym kolegą, wywiązuje się relacja, która zdecydowanie przekroczy ramy przyjaźni. Co z czasem będzie rodziło różnego rodzaju konflikty.
„Rozmowy z przyjaciółmi” to książka, która po raz kolejny nie daje o sobie zapomnieć. Od pierwszych stron stykamy się z charakterystyczną dla Rooney pierwszoplanową narracją. Jedni jej nienawidzą, drudzy kochają. Ja akurat należę do tej drugiej grupy odbiorców. Co jak co, ale Sally to świetna obserwatorka, która w bardzo umiejętny sposób pokazuje zawiłości ludzkiej natury.
Pisarka opisała w książce losy młodości. Szczególnie tej dopiero wkraczającej w dorosłość. Ciągle poszukującej własnej tożsamości, która co raz upada, by potem znowu się podnieść. Młodość, która tak bardzo pragnie akceptacji i prawdziwej miłości.
Autorka porusza ważne problemy społeczne, takie jak depresja, samookaleczenie się, zdrada, toksyczny związek, podział klasowy, alkoholizm w rodzinie czy niewłaściwe wybory.
Bohaterowie bywają irytujący (szczególnie Nick), ale nie w takim stopniu, jak to miało miejsce w poprzedniej książce tej autorki. Tutaj, zdecydowanie można odetchnąć i nie czuje się zmęczenia lekturą. Wręcz przeciwnie- tę książkę można pochłonąć w jeden wieczór. To za sprawą prostego języka i braku ciągłego przeskakiwania w czasie, jak to ma miejsce w przypadku „Normalnych ludzi”. Co w moim odczuciu jest jak najbardziej na plus, bo to sprawiało, że czułam się trochę zagubiona i znużona całą historią.
Rooney, jak zwykle w swoich książkach, zmusza swoich bohaterów do zastanowienia się nad swoim życiem. Zresztą mam wrażenie, że nie tylko ich, ale i nas wszystkich- czytelników. Może to nie jest literatura wysokich lotów, ale sprawiła mi dużo radości podczas czytania. Dzięki tej lekturze powróciły wspomnienia.
Do zastanowienia
Kto z nas w wieku dwudziestu paru lat nie miał wątpliwości i rozterek? Może właśnie dlatego tak polubiłam tę powieść, bo przypomina mi ona beztroskie lata studenckie? Liczne przyjaźnie, które w swoim założeniu miały przetrwać lata? Rozmowy z ówczesnymi przyjaciółmi o pierwszym zakochaniu, pierwszych praktykach studenckich? Kto z nas za tym nie tęskni?
Wnioski? Minusy? Zakończenie.
W tych czasach, gdzie ludzie zamiast ze sobą porozmawiać, wolą czekać. Na co? Nie mówię tylko tutaj o naszym teraźniejszym położeniu. Mam wrażenie, że brak komunikacji dopadł nas o wiele wcześniej. Pandemia tylko to pogłębia. Dobrze wiemy, że coś, co ma słabe fundamenty, prędzej czy później się rozpadnie.
Jeśli chodzi o minusy, to wątek choroby Frances jest zdecydowanie za mało rozwinięty, tak jakby nie było się czymś przejmować.
Trochę się rozpisałam, ale mam nadzieję, że zachęciłam Was do przeczytania „Rozmów z przyjaciółmi” i wyciągnięcia własnych wniosków.