W końcu doczekałam się swojej pierwszej przedpremierowej recenzji. Było to nie lada wyzwanie dla mnie, po części jest to spowodowane tematyką książki. Czytając opis lektury nie miałam żadnych wątpliwości wiedziałam, że to książka dla mnie i muszę ją przeczytać. Za każdym razem kiedy sięgam po pozycję o takiej tematyce, próbuje rozszyfrować i zrozumieć dokładnie, co autor chce nam przekazać. Czy i tym razem mi się to udało?
Marta wraz z mężem Antonim i córką z pierwszego małżeństwa, mieszka w Dzierżoniowie. Ich życie nie należy do tych najłatwiejszych. Powodem tego jest Anna, która jest w wieku dorastania i cały czas się buntuje, również nie ukrywa swojej niechęci do ojczyma, a także robi wszystko aby opuścić rodzinny dom. Gdy w końcu jej się to udaje, nie jest tak jak sobie to wyobrażała. Jej mąż przynależy do partii, często go nie ma i dużo pije z kolegami, niedługo potem atakuje go choroba, a cały ciężar zostaje na barkach Anny, która musi opiekować się jeszcze córeczką. Matka, córka i wnuczka, każde pokolenie ma swoje prawa, którymi się rządzi. Każda z nich jest inna, a jednak taka sama. Głupota młodzieńcza ma swoje prawa, a mądrość życiowa nadchodzi dopiero z wiekiem. Czy młodzież z tamtych czasów różniła się od młodzieży z XXI wieku? Jakie problemy doświadczyły te trzy kobiety? Jak sobie z nimi poradziły?
To zabawne, zawsze słyszałam od swojej babci, jakie to cudowne dziewczyny i jacy cudowni chłopcy żyli w tamtych czasach. Zawsze byli poukładani, nigdy się nie buntowali, małżeństwo było rzeczą świętą, a cała reszta była niedopuszczalna. Autorka pokazuje nam problemy pokoleniowe w jednej rodzinie. Nie ma tutaj tematu tabu, wszystko jest jasne i klarowne. Jest to swego rodzaju lekcja historii i lekcja wychowawcza, bynajmniej może nią być dla większości młodych kobiet. Można wyciągnąć wiele wniosków i spróbować ustrzec się przed błędami, choć popełnianie błędów jest o wiele prostsze, niż ich uniknięcie, a czasami jest to wręcz niemożliwe.
Marta to dorosła kobieta, które swoje młodzieńcze lata ma już za sobą. Nie może znaleźć wspólnego języka z córką, a ta przy każdej próbie podjęcia rozmów buntuje się co raz bardziej. Mimo to Anna jest bardzo poukładana, ma swoje zasady i wartości, lecz jej wybory nie zawsze są trafne. Bardzo pasuje do niej przysłowie „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”. Ciężar i konsekwencje swoich decyzji będzie dźwigała sama, a życie jeszcze kiedyś się jej odpłaci. Jej matka zawsze będzie chciała jej pomóc, niestety nie zawsze będzie mogła to zrobić. Jedyne co jej pozostaje, to być podporą dla córki, ale czy dziewczyna na to zasługuje.
PRL wydaje się dla młodych ludzi odległą epoką. Nigdy się nie zastanawiałam jak było w tamtych czasach naprawdę, znam tylko co nieco z opowiadań babci. W książce znajdziemy parę znaczących różnic między tamtymi czasami a XXI wiekiem. Można zauważyć dużą przepaść, w szczególności patrząc na transport, kiedyś auto mieli nieliczni, a teraz mamy nawet po kilka aut na swoim podwórku. Komunikacja między ludzka również była utrudniona, nie każdy miał telefon, choć z czasem się to zmieniało, pozostawały tylko listy, a dziś bez telefonu komórkowego jak bez ręki. Utrudnienia były nawet podczas podróżowania, wakacje za granicą pozostawały tylko marzeniem, już nie mówiąc o emigracji za pracą czy lepszym życiem. To są takie największe różnice, ale ludzie tak wiele się nie zmienili. Może teraz są inne poglądy, ludzie inaczej myślą, ale problemy zawsze są takie same i zawsze będę, przynajmniej część z nich. Teraz większość problemów to nie temat tabu, są nagłośnione, powszechne, po prostu mówiąc potocznie „normalka”. Dzięki tej książce można się o tym przekonać. Nie jest to zwykła lektura, ma coś w sobie magicznego. Aby zrozumieć o czym pisze trzeba samemu tego doświadczyć.
Niestety książka będzie dostępna tylko jako e-book. Według mnie w przypadku formy tradycyjnej, książka mogłaby trafić do szerszego grona odbiorców. Mimo, że dla mnie e-book nie jest niczym nadzwyczajnym, to nie wyobrażam sobie mojej mamy z czytnikiem w ręku. Po części chodzi o jej wzrok. No cóż, to wybór autorki i nie mi to kwestionować, mam tylko nadzieję, że może kiedyś zmieni zdanie. Trzymam za to kciuki. Książka posiada również bardzo ciekawą okładkę, wręcz można stwierdzić, ze bardzo tajemniczą. Nie zdradza nam ona zbyt wiele, a rozbudza ciekawość. Bynajmniej tak było w moim przypadku.
Książka pisana życiem, może wydawać się nudna i przewidywalna. Ja uważam inaczej. Nie nudziłam się podczas czytania, czułam cały czas ciekawość. Wręcz nie mogłam się od niej oderwać, a jak już byłam zmuszona przerwać czytanie, cały czas o niej myślałam i zadawałam sobie pytanie „co będzie dalej”. Samo zakończenie dało mi niedosyt, chciałam jeszcze. Brakowało mi jakiegoś szczęśliwego rozwiązania, ale czy życie ma takie szczęśliwe zakończenie, a może w większości przypadków, tylko boleśnie nas doświadcza.. Spędziłam cudowne chwile na czytaniu, wiele razy miałam łzy w oczach i mogę stwierdzić, że książka jest genialna i polecam ją każdemu.
Małgorzata Chaładus od 1984 roku mieszka w Szwecji. Tam zaczęła pisać. Jest laureatką wielu nagród w konkursach poetyckich. Urodziła się w Krakowie w 1944 roku, a wychowała w Dzierżoniowie. Jest matką dwóch córek. Z wykształcenia jest biochemikiem, niestety wybór zawodu okazał się dla niej pomyłką i uciekła w zajmowanie się domem i rodziną. W Szwecji znalazła pracę w magazynie Siemensa. Nigdy nie próbowała wrócić do zawodu.