„Psy, Rachel i cała reszta” to bestsellerowa powieść uznana przez Romantic Novelist Association za książkę roku. A co w niej takiego wyjątkowego, skoro to kolejna pozycja w której kobieta staje na zakręcie dróg, traci wszystko, by zacząć nowe życie gdzieś na uboczu. Ano jest wyjątkowa, bo jest o naszych towarzyszach, tych kochających bezwarunkowo, którzy za odrobinę ciepła i pełną miskę, nigdy nas nie zdradzą i nie porzucą, często nas rozbawią, wyciągną na długi spacer a i wysłuchają, nie oceniając. Ale od początku.
Rachel Fielding to trzydziestolatka, która z dnia na dzień traci ukochanego Oliwera (po prawie dziesięcioletnim romansie z nim), pracę w agencji PR i mieszkanie. Ale też nieoczekiwanie dostaje spadek po swojej ciotce – dom oraz przylegające do niego schronisko dla psów. Prawie każdy by się z takiego spadku ucieszył ale nie Rachel, bo przecież ona nie lubi psów. Od zawsze mama jej powtarzała, że psy to tylko bałagan i brud w domu. I co ona ma teraz począć z tym spadkiem, życiem na prowincji, i uczuciami, które źle ulokowała? Jest też tajemnica, która musi odkryć w związku z ekscentryczną ciotką, która zamiast życia z narzeczonym wybrała życie w pojedynkę.
Książka jest naprawdę dobra, czyta się ją lekko pomimo, że podejmuję dość trudne tematy, jak na przykład niechciane i porzucane zwierzęta. Ale cały świat w książce nie kręci się też wokół psów, bo poznajemy różne pary, które borykają się z problemami takimi jak: bezpłodność, samotne wychowywanie dzieci czy nieplanowana ciąża.
Książka ta napisana jest z dużym poczuciem humoru a najbardziej podobały mi się opisy na klatkach zwierząt, które z czasem zostały umieszczone na plakatach, by zachęcić ludzi do adopcji:
„Nazywam się Bertie i mam dwanaście miesięcy. Moi ludzie wzięli mnie na spacer do parku, a potem odjechali. Próbowałem za nimi biec, ale nie mogłem ich dogonić, ponieważ – jak widzicie – mam bardzo krótkie nóżki. Chciałbym, żeby mnie ktoś z stąd zabrał, bo siedzę tu sam jak kołek w płocie i bardzo mi smutno. Szukam dwojga cierpliwych ludzi obdarzonych poczuciem humoru, którzy marzą o psie równie zabawnym jak oni sami.
PS kiedy dorosnę, będę lubił spacery, chociaż wyglądam, jakbym chciał całymi dniami wylegiwać się przy kominku.”
Albo
„Witajcie, kochani! Nazywam się Lulu. Fryzurę mam nieszczególną, ale nie dajcie się zwieść – pod kołtunem kryje się urocza dziewczynka. Mój ostatni właściciel nie czesał mnie, nie traktował jak należy, a czasami wcale nie karmił. Na szczęście teraz jestem tutaj, Megan ułoży mi loki i wkrótce zobaczycie jaka ze mnie ślicznotka. Szukam osoby, która zrozumie, że nie jestem zabawką, tylko mądrym psem – może nawet najmądrzejszym z całej tej ferajny (oprócz Klejnota), i chcę zrobić z tej inteligencji dobry użytek! Wierzcie mi, stare psy też potrafią uczyć się nowych sztuczek.”
I jak tu nie przygarnąć takich słodkich psiaków, które potrzebują tylko miłości i odrobiny zainteresowania.
Książka warta przeczytania, choć nie idealna, bo czasami denerwowały mnie niektóre poglądy, jak wychowywać szczeniaka. Chodzi mi dokładnie o to, że często pojawiały się stwierdzenia, że psa nie można nawet na chwile zostawić samego w domu, że jak ktoś decyduje się na zwierzę to nie powinien pracować, z czym absolutnie się nie zgadzam, bo sama mam psa i krzywda mu się nie dzieje gdy muszę iść do pracy. No ale to było jedyne co mi się trochę nie spodobało.
Książkę polecam przede wszystkim właścicielom psów ale również osobom, które zastanawiają się nad adopcją jakiegoś zwierzaka.