Sięgnęłam po tę pozycję zachęcona pozytywnymi ocenami blogerek i muszę przyznać, że w większej części podzielam ich opinię.
Książka opowiada o młodej dziewczynie, mającej obsesje na punkcie wilków. Sześć lat przed wydarzeniami rozgrywającymi się w książce, właśnie te zwierzęta ją zaatakowały. Od tamtej pory obserwuje je, zbiera na ich temat informacje, robi im zdjęcia. Szczególnie skupia się na jednym wilku, który także ją obserwuje… Tamtego feralnego dnia ochronił ją przed resztą stada. Grace żyję sobie spokojnie i monotonnie u boku niezainteresowanych nią rodziców. zatopiona w książkach i nauce. Do czasu gdy miasteczkiem Mercy Falls wstrząsa tragedia – wilki zagryzają człowieka. Mieszkańcy postanawiają pozbyć się problemu raz na zawsze. Grace jest przerażona, ratuje jednego z nich i odkrywa prawdę – wilkołaki istnieją.
„Bezgłośnie wyszeptałem: koniec. Tylko wypróbowałem kształt tego słowa w moich ustach.”
Tekst jest podzielony na narracje z punktu widzenia Sama – wilkołaka i Grace. Cieszę się, że miałam szerokie spojrzenie na losy bohaterów. Książka niezmiernie mnie wciągnęła. Już dawno żadna pozycja nie oddziałała tak na moje emocje. Czułam chłód, gdyż to właśnie chłód jest kluczowym motywem książki. A wraz z tym chłodem nerwowe oczekiwanie, na to, co się zdarzy, gdy ów temperatura spadnie do tej krytycznej. Do tej gdy nie ma już odwrotu... Jeśli ktoś oczekuje wartkiej akcji, to się rozczaruje. W tej książce znajdzie powoli posuwającą się naprzód fabułę jakby stąpającą delikatnie i subtelnie po nieskalanym puszystym śniegu.
„Ona była przeszłością, teraźniejszością, przyszłością.”
Trzeba przyznać, że już od dłuższego czasu nie czytałam książki o miłości takiej słodkiej, pierwszej, delikatnej. Rodzącej się powoli, karmiącej się subtelnym dotykiem, czułym słowem, niedługim spojrzeniem. Cieszę się, że przypomniałam sobie to, że w paranormalnych powieściach funkcjonuje nie tylko zwierzęce pożądanie, ale także tkliwość i wrażliwość. Miłość głównych bohaterów wzruszyła mnie i absolutnie porwała. Autorka tą historią chwyciła za serce.
„Cokolwiek to jest, poczeka do rana. A jeśli nie, to i tak nie jest tego warte.”
Bardzo dobra kreacja postaci. Rozumiałam ich poczynania, mogłam się z nimi utożsamić, ale bez szału. Z jednej strony to dobrze, że bohaterowie byli tacy zwyczajni. Dzięki temu ta historia była taka wiarygodna. Z drugiej strony przez to nie przywiązałam się do nich, nie podziwiałam, nie utożsamiłam. Nie mieli w sobie nic co by mnie zainteresowało. Nic, oprócz miłości.
„Książki są bardziej prawdziwe, jeśli czyta się je na zewnątrz.”
Autorka ukazała ciekawe spojrzenie na mit o wilkołakach. Widać, że przemyślała dokładnie, „jak, co i dlaczego z tą przemianą w wilka”. Każdy aspekt był doskonale wyjaśniony i uzasadniony. Bardzo mi się podobało, że Pani Stiefvater nie pozostawiła żadnych luk.
„Właśnie taki był Sam: ulotny. Letni liść trzymający się zmarzniętej gałęzi, tak długo, jak to tylko możliwe.”
Książka jest przeznaczona dla młodzieży, dlatego też taki jest język. Właściwie to jedyne, co mi przeszkadzało w tej powieści. Jeden minus, za to duży. Nie przepadam za językiem młodzieżowym w książkach i dlatego nieprzyjemnie mi się czytało. Jednak interesująca treść nadrabia kulawy język.
Muszę przyznać, że jestem tą serią oczarowana. Podczas czytania tej książki w moim sercu pojawiło się ciepło i nadzieja, że prawdziwa miłość istnieje, że przyjaźń może być wieczna, że są na świecie altruiści, którzy poświęcają się dla innych. Można by rzec, że naiwne wartości, które już wyszły z użycia, odżyły wraz z tą powieścią. Ta książka rozgrzewa nas swoim chłodem.
Komu polecam? Chyba wszystkim. Myślę, że przede wszystkim fanom Zmierzchu (należy pamiętać, że nie przyłączam się do tej dziwnej mody na lincz tej książki). Polecam wszystkim, którzy chcą się oderwać od prawdziwego życia i zanurzyć w rzeczywistość gdzie dobro pokonuje zło.