Tytuł recenzji stanowi mój celowy zabieg.
Naturalnie można dywagować o sensie przypominania tej publikacji, wszak Rywingate to już mroki historii. O aferze Rywina pamiętać powinniśmy, ponieważ uwypukla mnogość środków stosowanych przez tych, którzy pragnęli osiągnąć swoje cele. I nie mam tu na myśli znanego producenta filmowego jako dramatis personae. Bogdan Rymanowski i Paweł Siennicki przeprowadzają własne, skrupulatne śledztwo, demaskują ''bezinteresowność" wielu osób ze świecznika.
Awantura będąca udziałem Lwa Rywina i Adama Michnika wybuchła 22 lipca 2004 roku (cóż za znamienna data). Nigdy nie została rzetelnie wyjaśniona; w konsekwencji pogrążyła cały Sojusz Lewicy Demokratycznej z Leszkiem Millerem włącznie. Wbrew temu, co się powszechnie uważa, to nie dziennikarze Gazety Wyborczej pierwsi ujawnili propozycję korupcyjną rzekomo złożoną redaktorowi naczelnemu dziennika. Przypomnę, iż prekursorami w opisywaniu nadużyć byli publicyści tygodnika opinii Wprost, w rubryce ''Z życia koalicji, z życia opozycji". Jednak autorzy nie doczekali się żadnej odpowiedzi. Ówczesny minister sprawiedliwości, Grzegorz Kurczuk, indagowany w programie Moniki Olejnik, na pytanie, czy zajął się doniesieniami prasowymi, obiecał solennie, że zainteresuje się sprawą. Jego deklaracje nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości. Dopiero tekst Pawła Smoleńskiego (z pewnym zastrzeżeniem co do jego obiektywności), uruchomił całą lawinę zdarzeń. Artykuł nosił tytuł: Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika. Upubliczniono też stenogram rozmów Michnika i Rywina. Przeczytałam gdzieś, że Smoleński przyznał się do niezachowania standardów i niechlujstwa w redagowaniu tekstu. Co mnie wcale nie zdziwiło, patrząc szerzej na dzieje tego periodyku, biuletynu propagandowego pewnych środowisk.
Autorzy publikacji rozmawiają z głównym aktorem tego spektaklu. Charakteryzują również początki GW.
Należy pytać o intencje żurnalistów z Czerskiej i ich mocodawców. Bowiem wiedząc o propozycji korupcyjnej, winni zgłosić to właściwym organom ścigania. A jednak zwlekali. Z jakiego powodu? Pojawiają się kolejne pytania, dziennikarze mętnie to tłumaczą. Dlaczego więc ukryto przed opinią publiczną takie kluczowe informacje?
Ludzie związani ze środowiskiem Wyborczej mają irytujący nawyk pouczania wszystkich, lubią dyscyplinować zwykłych obywateli w kwestiach światopoglądowych. Zdaje się, że zapomnieli o powyższych okolicznościach, zatem mamy do czynienia z podwójnymi standardami.
Pamiętać należy, że od 2002 roku trwały prace nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Novum stanowiła wzmianka o zakazie zawłaszczania jednocześnie gazety i telewizji. Z jakiegoś powodu zaniepokoiło to spółkę ''Agora", wydającą właśnie Gazetę. Nie jest żadną tajemnicą, że jej prezesi ostrzyli sobie ''kły" na telewizję Polsat. Ewentualnie zadowoliliby się TVP.
Cóż, prawdziwą lewicę poznamy po tym jak kończy. Do dziś nie mogą się pozbierać, w sondażach balansują na granicy przetrwania.
Książkę warto przeczytać i odświeżyć sobie fakty.