George R.R. Martin to znany na całym świecie współczesny twórca fantastyki. Lisa Tuttle to autorka, która pisze głównie horrory i powieści fantastyczne. W 1981 roku wydali wspólnie książkę „Przystań Wiatrów”, która w 2013 roku ukazała się ponownie w Polsce dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka.
Maris pragnie latać. Obserwuje lotników – dumę Przystani Wiatrów – i marzy o tym, by mieć skrzydła. Adoptuje ją jeden z elity. Sam nie ma dzieci, dlatego postanawia nauczyć Maris wszystkiego. Po pewnym czasie rodzi mu się syn, co oznacza, że dziewczyna straci skrzydła. Nie może się z tym pogodzić. Buntuje się przeciw tradycji i rozpoczyna tym samym nową erę dla Przystani Wiatrów. Dzięki niej powstają akademie, gdzie każdy może uczyć się latania, a potem brać udział w turniejach, w których może wygrać skrzydła. Przez wiele lat nie udaje się to nikomu, jednak potem zła passa zostaje przerwana i dwoje studentów odbiera skrzydła innym lotnikom. Maris starzeje się, ale ciągle lata. Pewnego razu nie ma jednak wystarczająco dużo szczęścia i ulega wypadkowi. Nie może latać. Postanawia zostać uzdrowicielem, osiedla się na wyspie i prowadzi niemal spokojne życie. Niemal, bo wisi nad nią widmo wojny, która może okazać się kolejną zmianą w dotychczasowym porządku świata.
Książka jest interesującym przykładem fantastyki. Trafiamy do innego świata – jest tu tylko ocean i nieliczne wyspy, na których żyją dwie klasy ludzi – lotnicy i lądowcy. Ci pierwsi są chlubą tego świata, drudzy – liczni i mało sławni – stanowią odrębną część społeczności, pogardzaną przez tych ze skrzydłami. W tym wszystkim znalazła się Maris – po środku. Nie urodziła się w rodzinie lotników, ale w końcu dostaje upragnione skrzydła i przeprowadza rewolucję. Sprzeciwia się tradycji, co ma potem skutki w życiu wielu osób.
Maris to postać nieco wyblakła. Tak naprawdę nie wiemy za bardzo jak wygląda, a poznajemy ją jako dziecko, a potem jesteśmy z nią aż do starszego wieku. Mimo licznych opisów jej emocji nie mogę zbyt wiele o niej powiedzieć. To na pewno uparta i odważna kobieta. Nie byłam jednak pewna, czy jej związek oparty był na miłości, a wola walki o skrzydła była tylko egoizmem. Wydaje mi się, że z całą pewnością można stwierdzić jedno – Maris kocha latanie.
Ogólnie książka to głównie narracja. Dialogów jest w niej bardzo mało. Czasem zdarzają się bardzo rozbudowane monologi, które dzielono na akapity. Osobiście nie jestem zwolennikiem tego typu zabiegów, ale może dla niektórych to ułatwienie.
Język powieści jest dość prosty. Zdania są raczej krótkie, chociaż ich konstrukcja jest bardzo interesująca. Imiesłowy pojawiają się co chwilę, a słownictwo związane z przygodami dziewczyny często jest niewytłumaczone (głównie nazwy własne nie są opisane – potwory morskie, jedzenie i zasady świata lotników wprowadzone są licznie, lecz nie bardzo widać tu próbę przybliżenia nam tego świata). Ogólnie korekta sprawiła się dobrze, nie mam co do niej zastrzeżeń.
Narracja trzecioosobowa jest tu dobrym wyjściem, bo narrator jest wszechwiedzący. Nie widziałabym jednak różnicy, gdyby to Maris o sobie opowiadała – i tak znamy jej myśli, uczucia, a nawet akacja urywa się w momencie, gdy dziewczyna mdleje, albo idzie spać. Przez trzy części opowieści spotykamy Maris w różnych etapach życia. Na początku, jeszcze w prologu, jest dziewczynką. Potem kolejno młodą kobietą, kobietą dojrzałą i starszą. Jej charakter zmienia się tylko w małym stopniu, co łatwo zauważyć podczas lektury.
Nie wiem czemu, ale zwróciłam uwagę na jedna rzecz – opisy aktów seksualnych są tu pominięte, a o nich samych mówi się jedynie po fakcie i to tylko w sposób sugestywny. Przez to trudno mi było określić, czy Maris faktycznie z kimś jest, czy nie. Wszystkie relacje wydawały mi się zbyt powierzchowne.
Wielkim plusem są mapy na końcu. Mogłam obserwować podróże Maris, śledzić konkretne miejsca zdarzeń i przyglądać się Przystani Wiatrów.
Jeśli chodzi o dwóch autorów, to nie wiem, które rozdziały pisał Martin, a które Tuttle. Czułam się nieco zawiedziona tym faktem.
Ogólnie książka mnie oczarowała. To interesująca opowieść o czymś innym. Nie ma tu wampirów, wilkołaków i tych wszystkich modnych stworzeń. To zupełnie inna historia, przez co ma swój urok. Mało mi jednak tego świata. Przystań Wiatrów to ciekawe miejsce, które chętnie zgłębiłabym bardziej.
Komu polecam? Na pewno spodoba się szukającym czegoś innego. Przenieście się w inne miejsce, do odległej krainy, gdzie ludzie mogą latać. Fascynujące przeżycie. Jeśli znacie twórczość Martina, ta książka też was wciągnie. To chyba najlepszy argument, by po nią sięgnąć.