Zanim weszli do labiryntu padł rozkaz zagłady... Najgorsze dopiero nastąpi.
"Więzień Labiryntu", bestsellerowa seria, która zawładnęła całym światem. Nie tylko znana przez świetnie napisane książki, ale także genialnie wyreżyserowane filmy. Jak do tej pory mogliśmy śledzić losy Thomasa i jego przyjaciół walczących o życie najpierw w labiryncie, a później w świecie wypalonym przez Słońce. Jednak dlaczego i w jaki sposób doszło do rozbłysków słonecznych, które spustoszyły całą planetę? Czym jest Pożoga i skąd się wzięła? Na te pytania znajdziemy odpowiedzi w prequelu całej trylogii, pod tytułem "Rozkaz Zagłady".
W tej powieści dowiadujemy się jak tak naprawdę to wszystko się zaczęło. Cała akcja dzieje się 13 lat wcześniej i opisuje skąd wzięła się Pożoga oraz jak działa ten wirus. Przeżywamy przygody bohaterów, którym cudem udało się przetrwać rozbłyski słoneczne. Ponadto główny bohater, Mark, za każdym razem gdy zasypia, śni o katastrofie, która spotkała Ziemię - dzięki temu wiemy również jak to wszystko po kolei przebiegało; jak wydostali się z miasta i z czym w tym czasie musieli się zmierzyć. Jak dobrze wiemy, James Dashner jest mistrzem w bezpośrednim opisywaniu drastycznych wydarzeń i scen. Są one bardzo realistycznie przedstawione, zarówno sama apokalipsa jak i chociażby opis ciał, ludzi rannych, a przede wszystkim Poparzeńców, dotkniętych Pożogą. Autor genialnie pokazuje szaleństwo oraz morderczy szał kotłujące się w głowach zarażonych - można ich określić jako wariaci albo... dzikie zwierzęta. Są to ludzie, którzy już tak naprawdę nie są ludźmi i nigdy nimi ponownie nie będą.
Akcja toczy się bardzo wartko i płynnie. Cały czas trzyma w napięciu, jesteśmy ciekawi każdej kolejnej strony. Dodatkowo wielkim plusem są krótkie rozdziały. Dodaje to motywacji do czytania, a napięcie nie spada. Bardzo spodobały mi się nowe postacie oraz to jak traktowali siebie nawzajem. Stali się pewnego rodzaju rodziną, pomimo, że nie łączyły ich żadne więzy krwi. Szczególnie zauroczyła mnie więź Aleca (byłego żołnierza) i Marka (zwykłego nastolatka, który stracił swoich bliskich), na zasadzie "ojciec-syn". Byli ze sobą naprawdę bardzo blisko, ponieważ połączyło ich przetrwanie oraz troska o drugiego.
Kiedy po katastrofie sytuacja w miarę się stabilizuje, bohaterowie odnajdują bezpieczne miejsce, w którym się osiedlają. Nie mają jednak pojęcia, że nadchodzi coś jeszcze gorszego - wirus Pożogi. Nikt nie wie, na jakiej zasadzie on działa, ani czy jest lekarstwo, jednak pchnięci nadzieją, starają się odnaleźć źródło choroby oraz lek na nią. Borykają się z wieloma przeciwnościami, tracą kolejne bliskie im osoby, jednak prą w zaparte.
Jeśli nie uratują siebie, to chociaż mogą się przyczynić do ocalenia innych.
Emocje zawarte w tej książce, są mocno odczuwalne podczas czytania. Przeżywamy wszystko wraz z bohaterami, czujemy to co oni. Właśnie to według mnie wyróżnia tą książkę na tle innych. Samo zakończenie jest nie do opisania i wywiera ogromne wrażenie na czytelniku. Mogę jeszcze dodać, że czytałam tą książkę już kilka razy i za każdym razem jestem pod wielkim wrażeniem, ponieważ jest po prostu niesamowita.