Już po lekturze "Monsunowych dni" wydawało mi się, że powieści Laili El Omari nie są banalnymi romansami. Autorka specjalizująca się w tematyce orientalnej, znakomicie oddaje realia epoki i miejsca - kolonialnych Indii. W "Zapachu drzewa sandałowego" dominuje tematyka polityczna, historia walki o wpływy w koloniach między Anglią a Francją. Na tym tle buduje fascynującą historię rodzinną, której nie można traktować tylko w kategorii płytkiego romansu.
Rodzina Legrantów to typowi przedstawiciele angielskiej socjety w Bombaju. Bogaci w uprzedzenia, miłośnicy konwenansów, obawiający się jakichkolwiek skandali. Tacy są Claire i Jack, rodzice trzech panien na wydaniu, z których każda posiada odmienny charakter i na swój sposób pragnie oderwać się od sztywnych ram, jakie narzuca im społeczeństwo.
Na plan pierwszy wysuwa się historia średniej siostry - Eliszy, która jest dość niepokorna i niezależna. Nie dla niej aranżowane małżeństwa, ona gdy wyjdzie za mąż, to tylko z miłości. Kiedy w Bombaju zjawia się jej daleki kuzyn, młody lekarz, Damien Catrall, Elisza zostaje jego uczennicą i powierniczką. Ich uczucia stają się coraz bardziej zażyłe, lecz nie są możliwe do spełnienia, gdyż Damien zaręczony jest z inną, a wkrótce również rodzice Eliszy ogłaszają jej zaręczyny z hrabią Ambrosem. Jednak przekonana o sile miłości Elisza wdaje się w romans z Damienem i okrywa hańbą skandalu dobre imię całej rodziny.
Perypetie Eliszy, to nie jedyny wątek miłosny, podjęty przez autorkę. Dwie pozostałe siostry również ulegają uniesieniom i porywom serca. Dramatyczny pozamałżeński romans Charlotte wzbudza w czytelniku złość, a szlachetne uczucie najmłodszej May, której jako jedynej udaje się odnaleźć szczęście w miłości, dostarcza wielu wzruszeń.
Po raz kolejny połączenie egzotycznej scenerii i silnych emocji, wychodzi pisarce na dobre. "Zapach drzewa sandałowego" przywodzi na myśl skojarzenia ze "Z dala od zgiełku" Thomasa Hardy'ego i "Malowanym welonem" Williama Somerseta Maughama. Po raz pierwszy od dawna, lektura książki, która z założenia miała być lekkim romansem, dostarczyła mi uczucia smutku po zakończeniu czytania. Historia Eliszy uświadamia nam, współczesnym kobietom, jak wiele mamy szczęścia, że nie żyjemy w czasach, gdy oskarżenia o nieobyczajność wzbudzało dłuższe spojrzenie w stronę mężczyzny, czy niewłaściwy temat podjęty w rozmowie przy stole.