Tytuł: Przejście graniczne
Autor: Tadeusz Rawa
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Impuls
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 60
Tadeusz Rawa – dziennikarz i tłumacz, który urodził się w 1959 roku we Włodawie. Studiował filologię skandynawską na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1982 roku mieszka w Szwecji. W latach 90. po ukończeniu studiów dziennikarskich w Umea, pracował w kilku gazetach szwedzkich, a potem w redakcji polskiej szwedzkiego radia. Od 1996 r. pracuje jako niezależny dziennikarz, publikując reportaże z Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej w prasie skandynawskiej. W 2005 roku opublikował w Polsce swój pierwszy tomik wierszy zatytułowany Ballada o siedmiu zbójach.
Pierwszy przedstawiony wiersz nosi tytuł Mewy. Podmiotem lirycznym najprawdopodobniej jest autor. Opowiada on o poezji, która ma przenikać duszę, docierać do umysłów ludzi.
Biorę je więc
i wkładam w duszę.
Z początku ranią
ostrą linią między wodą a niebem.
Potem zaczynają śpiewać.
Drugim w kolejności utworem jest Po czterdziestce. Jest on dla mnie trochę odległą przeszłością, aczkolwiek wydaje się być prawdziwym. Podmiot stara przedstawić się nam w paru słowach życie po ukończeniu czterdziestego roku.
Po czterdziestce
się wie,
że nie jest się wiecznym.
Niby tak,
a jednak.
Przemierzając dalej natykamy się na dość ciekawy wiersz, pt. Cierpliwy Job. Porusza on kwestie religijne. Ukazuje jak Bóg wystawia nas na próbę cierpliwości. Mówi, że Jezus swoim wyznawcom nie daje wszystkiego, a wszelkie znoszenie cierpień zostanie nam wynagrodzone.
Wtedy stanął na krawędzi przepaści i zawołał:
cholera, skaczę!
I odrzekł Bóg:
nie używaj brzydkich słów.
Parę kartek dalej znajduje się wiersz Bogowie. Jest on dla mnie prawdziwy, gdyż ukazuje, że wybitni ludzie w kwestiach duchowych mają tak samo jak "zwykli".
Bogowie nie oszczędzają
wielkich ludzi,
a raczej
na odwrót.
Przedostatnim utworem Tadeusza Rawy jest W zasadzie. Opowiada on o tym, że wszystkim należy się szacunek, a najbardziej ludziom w podeszłym wieku.
Tak,
wszystko powyżej osiemdziesiątki
zasługuje na szacunek.
Przynajmniej kwantytatywny.
Czy jak tam.
Kończymy podróż między słowami wierszem-zagadką. Niby ma prosty tytuł Tlen, aczkolwiek zależy on od osoby, która czyta go. Jedni potraktują go inaczej od innych. Każdy spojrzy na niego sobą, czyli tym, co ma lub chce mieć. Ja odczytałem go jako metaforę pieniędzy.
Kupcy handlowali tlenem.
Mówili: przecież nie możemy dokładać
do tego interesu.
Biedacy żyli
lekko podduszeni.