Czy dom to tylko cztery ściany? Czy to tylko budynek, do którego wracamy po pracy, aby odpocząć, w którym śpimy, wstajemy rano, jemy śniadanie? Czy dom to jednak coś więcej? Bez wątpienia to ostatnie. Dom jest bowiem tam, gdzie są nasi najbliżsi nam sercem ludzie, gdzie są ci, których kochamy. Nieważne, gdzie się aktualnie znajdujemy, czy w naszym wymarzonym domku ze strzechą, czy w jakimś egzotycznym mieście albo dżungli...
Ewa potrzebowała trochę czasu, aby to zrozumieć, że dom to rodzina, jednak w końcu jej się to udało. Ewę poznaliśmy już przy okazji "Roku w Poziomce" - jest szczęśliwą posiadaczką wymarzonego domku, żoną i matką. Ale czy będąc tak szczęśliwym można się jeszcze o coś martwić? Jak widać, tak, zmartwień bowiem bohaterce nie będzie brakować. Witek - jej mąż - postanawia wyjechać na kilka tygodni do Korei, aby rozwijać się zawodowo - Ewa zostaje więc sama z dzieckiem i dopiero co zatrudnioną nianią, która skrywa nie lada tajemnicę. Witolda wyjazd przedłuża się, a małżeństwo wisi na włosku - bo jak można zostawić żonę i dziecko i wyjechać do egzotycznego, dalekiego kraju? Ewa nie podejrzewa, że sama niedługo znajdzie się daleko od rodziny, a ten wyjazd przyniesie jej znacznie więcej, niż nowe doświadczenia.
"Rok w Poziomce" czytałam już jakiś czas temu i muszę przyznać, jest to jedna z nielicznych książek, które doprowadziły mnie do łez - ale łez ze śmiechu. Z przyjemnością więc oddałam się "Powrotowi..." ciekawa, co tym razem wymyśli roztrzepana bohaterka. Ewa bowiem wywołuje w czytelniku tak skrajne emocje, jakich nie wywołał jeszcze we mnie żaden literacki bohater. Znowu śmiałam się razem z Ewą z jej zbyt bujnej wyobraźni, która czasem bez wątpienia wymyka się za daleko, by za chwilę dziewczyna zirytowała mnie swoim gadulstwem i bezmyślnością. Aż trudno uwierzyć, że takie rzeczy mogą przydarzyć się zwykłej kobiecie, ale u Ewy wszystko jest możliwe - jej przygody są nieprawdopodobne dla zwykłego szarego człowieka, bohaterka jednak nie jest zwykłą kobietą, świadczy o tym choćby to, że nawet sama potrafi ukraść sobie samochód albo napuścić na siebie antyterrorystów!... Niemożliwe? U Ewy jak najbardziej możliwe, a nawet - ba! - prawdopodobne! Moją sympatię zdobył jednak jeszcze jeden bohater - Andrzej. Andrzeja nie polubiłam tak bardzo w "Roku w Poziomce", był mi raczej obojętny - tutaj jednak jak najbardziej na tę sympatię zasłużył.
Styl Kasi jest ciepły i lekki, taki, jakie są jej książki. Może na początku trochę trudno się do tego przyzwyczaić, ale to trwa krótko. Zarówno "Rok w Poziomce", jak i powrót do niej jest tak pełen ciepła i przede wszystkim humoru, tak szybko się tę powieść czyta, że aż szkoda... bo z chęcią nadal oddawałabym się perypetiom Ewy, Andrzeja i pozostałych bohaterów - a tak trochę żal się z nimi rozstawać. Książek Katarzyny Michalak jednak do przeczytania jeszcze trochę mi zostało - i z tego się cieszę.
Na takie powieści, jak "Powrót do Poziomki", właśnie teraz mam ochotę, jest to doskonała literatura na jesienne, chłodne wieczory. Doskonała do tego, aby oderwać się na trochę od rzeczywistości, odpocząć i zrelaksować. Jednak przede wszystkim jest to ciepła opowieść o miłości i marzeniach, czegóż więc można chcieć więcej?
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2012/11/powrot-do-poziomki.html]