Choć w „Drugiej szansie, czasem trzeciej” Hanna Bilińska-Stecyszyn postawiła na duet bohaterek, to jednak długo nie pozwoliła im grać w jednym zespole, bowiem ich losy splotła dopiero w trzeciej części opowieści. Basię i Alę poznajemy w latach siedemdziesiątych, gdy obie cieszą się urokami studenckiego życia. Ala pełna entuzjazmu, w Basi więcej rezerwy i wahania. Drogę każdej z nich autorka poprowadzi pokrętną drogą. Żadna z nich nie ustrzeże się życiowych błędów, z czasem jednak Bilińska-Stecyszyn każdej z nich da drugą szansę. A może nawet trzecią?
Zapewne niejednokrotnie już pisałam, że książki z Oficyny Wydawniczej SILVER mogą być stosowane jako plasterki na rany i remedium na poobijaną duszę. Podobnie jest i tym razem. SILVER w regularnych odstępach wypuszcza na rynek kolejną historię, dbając tym samym o to, by czytelnikom nie spadł nadmiernie poziom życiowego optymizmu (o właściwy poziom cholesterolu musimy już postarać się sami😊). Nie myślcie jednak, że „Druga szansa, czasem trzecia” to słodka landrynka do szybkiego schrupania. To prawda, jej słodycz wprawdzie rozpływa się po kartach powieści, jednak do cukierkowej euforii tu daleko. Na czym więc polega kojąca moc książek z Oficyny Wydawniczej SILVER? Odnoszę wrażenie, a nawet jestem przekonana, że mając swe źródło w dniu codziennym, jednocześnie nie dają się przytłoczyć jego troskom. Bohaterki znajdują wyjście z trudnych sytuacji, czasem same, czasem z pomocą innych i choć przyginają kark, to jednak nigdy się nie poddają, a na życie nie patrzą jak na konkurencję, w której zawsze trzeba stać na podium, ponieważ doskonale wiedzą, że indywidualne triumfy można przecież święcić na własnych zasadach.
Wkraczając w piękne progi książki (do estetyki wydania odniosę się nieco dalej), niemal bezwiednie zatapiamy się w otaczającą nas opowieść, która początkowo rozgrywa się w czasach współczesnych, potem na nutkach wspomnień przenosi się w lata siedemdziesiąte. Obie bohaterki mają wówczas po dwadzieścia kilka lat i obie tryskają dziewczęcą energią.
To, co teraz napiszę, może wydać się zaskakujące, ale w tej lekturze chyba nie o fikcyjne bohaterki chodzi, gdyż one wydają się być zaledwie narzędziem, by pozwolić nam powrócić do przeszłości. I to do własnej przeszłości, która przecież też nie pozbawiona była atrakcji. Ach, któż z nas nie pamięta swoich akademickich czasów? To zwykle wówczas nawiązywały się przyjaźnie, to zwykle wówczas spotykała nas miłość. Ech… to były czasy, nawet gdy i mniej przyjemne momenty przecież też się trafiały. Bo kto sam nie ustrzegł się wpadek, niech pierwszy rzuci kamieniem!
Wróćmy jednak do naszej lektury. Chyba Grażyna Świtała swego czasu śpiewała „Dwa serca jak pociągi dwa”, więc i tutaj mkniemy za szczęściem pociągami, a czasami przewrotnie od niego uciekamy. Wędrujemy z bohaterkami kolejowymi objazdami (rzeczywistymi i metaforycznymi), bo czasami brakuje im (a może i nam?) odwagi, by skorzystać ze skrótu i zastosować rozwiązanie najprostsze. Ile razy obawy przed decyzją przysłaniały im (nam?) prawdziwy obraz? Ile razy żałowaliśmy, że czegoś nie zrobiliśmy, że coś bezpowrotnie uciekło? Tu na szczęście jest druga szansa, a nawet trzecia!
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że powieść Bilińskiej-Stecyszyn jest niczym cedzak, przez który przelatują niechciane troski, a zostają w pamięci same najprzyjemniejsze chwile i to one nadają ton narracji, wzmacniając jej przekaz. Nie odważę się zaryzykować stwierdzenia, że „Druga szansa, czasem trzecia” to książka biograficzna, ale idę o zakład, że niejedna scena została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
Autorka potrafi stworzyć przyjemny klimat opowiadanej historii, a niewymuszony styl, na jaki się zdecydowała, sprawdza się do snucia opowieści sprzed lat, zwłaszcza we fragmentach opisujących tło wydarzeń. Co ciekawe, te momenty zwykle stają się również bodźcem do wywoływania z pamięci własnych refleksji i wówczas, wciąż zagłębieni w losy Basi i Ali, czujemy się jak we własnym świecie wspomnień.
Bilińskiej-Stecyszyn nie udaje się jednak uniknąć pewnych niedoskonałości, gdyż chwilami daje się odczuć wyzierające spod podszewki narracji nieco belferskie zacięcie. Samo zakończenie, choć sensownie wynikające z sekwencji wcześniejszych wydarzeń, wydaje się być przygotowane niby w pośpiechu, przez co finał sprawia wrażenie jakby zawieszonego i niedokończonego. Nie zmienia to jednak faktu, że czytając Bilińską-Stecyszyn, „(…) mamy znowu po dwadzieścia lat, własną miłość, własny świat, (…) a w oczach tylko blask.”*)
I jeszcze obiecane słowo na temat samego wydania. Niewątpliwie forma wydawnicza, jaką sobie za cel obrało wydawnictwo SILVER, również przyczynia się do literackiej radości z życia. „Druga szansa, czasem trzecia” Hanny Bilińskiej-Stecyszyn wyróżnia się estetyczną oprawą. Znakiem rozpoznawczym wydawnictwa stała się naturalna ornamentyka połączona z paletą przyjemnych dla oka kolorów. Okładka przepasana jest delikatną szarfą z kokardą, na której dodatkowo widnieje gustowna ozdóbka. Miła w dotyku satynowa okładka kusi, by zajrzeć do środka, a tam kolejne niespodzianki. SILVER jest już znany z wygodnego druku, ale warto to powtarzać, by zachęcić kolejne osoby do czytania. Znajdziecie tu więc dogodnych rozmiarów czcionkę (krój której też jest szelmowsko ładny😊) i większe odstępy między wierszami. Wiersze – co znowu oczywiste w przypadku SILVER – na papierze koloru écru. Efekt? Oczyska będą Wam wdzięczne, bo mniej wysiłku włożycie w czytanie. Każdy rozdział opatrzono subtelnym deseniem i wreszcie obowiązkowo dla każdego profesjonalnego „czytacza” jest dołączona klasyczna zakładka. Czy czegoś brakuje? Chyba tylko czasu, by zanurzyć się w nurt opowieści.
*) cytat z piosenki Haliny Benedyk „Mamy po 20 lat”