Lubię opowiadać o książkach, które robimy. Zwykle stoi za nimi jakaś historia, niż tylko “agent nam zaproponował, więc wzięliśmy”. W tle
Rozstania z plastikiem działo się bardzo dużo. Świetne rozmowy, nowe znajomości, inspirujące dyskusje. Zaczęło się od tego, że Krzysztof Środa, naczelny wydawnictwa Linia po jednej ze swoich wypraw, czuł koniecznie przymus opowiadania o tym, co się dzieje ze światem zalewanym przez plastik. Wyraz tego dał w swoim eseju napisanym dla Dwutygodnika
Nie mogłem zabrać wszystkich. Po powrocie z Azji rozpoczęliśmy poszukiwania książek. Żeby było zabawniej, o jednej z nich – klasyce literatury – właśnie rozmawialiśmy, gdy dzień później przyszła propozycja od jednej z agencji literackich. Gdyby to było Google, lub Facebook uznałbym, że nasza rozmowa została podsłuchana. A tak możemy mówić co najwyżej o cudowności przypadku. Zrezygnowaliśmy z niej. Miała już swoje lata, choć ceniona na Zachodzie. Szukaliśmy czegoś nowego i bardziej praktycznego. I tak wpadła nam w ręce książka Australijki Clary Williams Roldan, która wspólnie z Louise Williams napisała
Rozstanie z plastikiem. Praktyczny przewodnik. Krzysztof postanowił ją tłumaczyć, szukaliśmy jednak do redakcji, kogoś kto nie tylko jest redaktorem, ale również “eko”, krótko mówiąc, poszukiwaliśmy eko-redaktora lub eko-redaktorki.
Postanowiłem zadzwonić do zaprzyjaźnionej redaktorki, która jakiś czas temu zapowiedziała, że rezygnuje z brania nowych redakcji, ale za to wiedziałem, że jest bardzo eko. Liczyłem na to, że znajdzie mi kogoś kompetentnego. Rozmowa z Kamą Buchalską nie trwała zbyt długo, gdy stwierdziła “zrobię ją dla was”. I zrobiła. Znacznie więcej, niż tylko redakcję. Uzupełniła tłumaczenie o polską perspektywę, odpowiednie przypisy, zdobyła patronaty medialne i opowiadała o niej w wielu miejscach. My zaś z Kamą przez długie tygodnie rozmawialiśmy o postrzeganiu świadomości ekologicznej przez pryzmat dwóch światów. W uproszczeniu nazwijmy je światem liberalnym i lewicowym. Albo 40+ kontra 30+. Albo kobiecym kontra męskim. Mógłbym tu wymienić jeszcze wiele dzielących nas różnic, ale koniec końców najczęściej dochodziliśmy do wniosku, że w zasadzie mamy mnóstwo wspólnych poglądów i pól działania. Staraliśmy się raczej tłumaczyć sobie nasze własne perspektywy, niż okopywać się we własnych poglądach. Koniec końców, książka się ukazała i zaczęła robić wiele dobrego.
Kamę można by z łatwością nazwać eko-terrorystką, gdyby ktoś powierzchownie oceniał jej wypowiedzi lub aktywność. Ale to ona pierwsza orzekła w jednej z naszych rozmów, że podoba jej się, iż w książce nie ma przymusu, nie ma kategorycznego “MUSISZ NATYCHMIAST PORZUCIĆ PLASTIK”, tylko jest rozsądne spojrzenie na to, co jest w naszym zasięgu działań, co jest nieco trudniejsze, a co wymaga faktycznie większego wysiłku. Żadnego wbijania w poczucie winy, czy odpowiedzialności. Raczej – spróbuj robić to co możesz, nawet jeśli to będą maleńkie kroki.
Przez kilka miesięcy przygotowywania polskiego przekładu wspólnie z Kamą obserwowaliśmy zmiany zachodzące dookoła nas oraz dyskusje i argumenty wielu osób, dla których rozstanie z plastikiem nie leży w gestii priorytetów. Jedna z grup podnosi argument, że działania pojedynczych osób niewiele zmienią, i tak naprawdę to wielkie korporacje powinny zacząć od siebie. W domyśle często brzmiało “dopóki nie zrobią wszystkiego, nie wymagajcie ode mnie”.Inny argument: “co z tego, że my zrezygnujemy, skoro Azja…” Jednak wiele z tych osób nie zauważało, że zmiany postępują. Oczywiście nie rewolucyjne z dnia na dzień – to jest niemożliwe. Kolejne firmy ogłaszały, że rezygnują z plastikowych jednorazówek w biurach, nadmiernego drukowania marketingowych papierów, kawiarnie zaczęły akceptować osoby przychodzące z własnymi kubkami po kawę. Jeszcze w lipcu ubiegłego roku poszukiwałem siatek materiałowych na zakupy, takich które w PRL-u nosił niemal każdy, gdy szedł kupować ziemniaki i śmieszyło mnie, jak robi się modę na eko-hipsterach sprzedając ten produkt za 40-50 złotych. Kilka miesięcy później markety zaczęły oferować takie siateczki po 4-5 złotych. Ekologia przestaje być droga i tylko dla osób, które stać na takie fanaberie. Coraz więcej kupujących na moim lokalnym ryneczku przychodzi z wielorazowymi torbami, skrzętnie układając warzywa i owoce, bez mnóstwa foliowych zrywek. Na tym samym ryneczku można wziąć za darmo pudełka kartonowe i drewniane skrzyneczki. U mnie w domu na stałe zagościły worki kompostowalne na śmieci, a dodatkowo zainteresowali się nimi sąsiedzi, którzy nie wiedzieli o ich istnieniu i wkurzali się na konieczność gromadzenia odpadów bio. Krok po kroku odchodzimy od tego fantastycznego, lekkiego, przydatnego, wyjątkowego – i piszę to bez ironii – materiału. Plastik stał się tym dla środowiska czym fastfood dla organizmu. Możesz bezkarnie z niego korzystać, leczy tylko do pewnego momentu. W chwili przekroczenia masy krytycznej, szkody zaczynają być nieodwracalne.
Rozstanie z plastikiem stara się być przewodnikiem. Niczego nie narzuca, tylko wskazuje rozwiązania. Autorki zajmują się po kolei obszarami naszej codziennej aktywności – zakupami, praniem, zmywaniem, gotowaniem i pokazują, co możemy zrobić. Co wymaga niewielkich nakładów pracy, a co nieco większych. Jak w wielu przewodnikach odpowiednio oznaczone są “szlaki” – łatwe, średnio-trudne, trudne, skomplikowane. To od nas zależy, który wybierzemy.
Swoją drogą to pomysł na apkę smartfonową (a może już istnieją) podobną do tych sportowych, które mierzą nasze sukcesy – ile dni bez foliowych zrywek, ile litrów śmieci wyrzuciłeś w tygodniu, ile niepotrzebnych rzeczy oddałeś, ile dni bez kupowania nowych ubrań. Tu ikoną może być Jane Fonda, a nie modne szafiarki.
No więc jak zaczynamy się ograniczać, czy szukamy tłumaczenia, że to zbyt skomplikowane i niech najpierw zaczną inni?