Sugerując się tytułem, spodziewałam się mrocznego thrillera/horroru i nastawiłam na mocne wrażenia. Fabuła wciąga i wiele przedstawionych osób i zdarzeń faktycznie może przerazić ogromem okrucieństwa wymierzonego w tych najsłabszych - naszych braci mniejszych czy upośledzone dzieci, a jednak ta powieść Deana Koontza nie należy do zbyt strasznych. Czytając ją, raczej dałam się ponieść tokowi myślenia autora, który między kolejnymi zwrotami akcji, przemyca ubrane w ciekawe konstrukcje literackie, swoje przemyślenia na temat inteligencji psów, które wyrastają na głównych bohaterów tej książki.
Amy Redwing ratuje psy rasy golden retriever. Odpłaca przedstawicielom tej rasy swój dług wdzięczności, gdyż jako mała dziewczynka - sierota przebywająca w domu sióstr zakonnych - została przez psa tej właśnie rasy uratowana przed wyobcowaniem i samotnością. Pomaga jej Brian - życiowy partner, architekt. Obydwoje starają się zbudować trwały związek, lecz są dopiero na początku drogi. By zyskać wzajemne zaufanie, muszą opowiedzieć sobie o przeszłości. A jest, co opowiadać. Poprzedni związek Amy skończył się tragicznie. Brian ma gdzieś na świecie 10-letnią córeczkę z zespołem Downa, która pozostaje pod opieką psychopatycznej matki. Teraz obydwoje postanawiają ją odnaleźć, a pomaga im uratowany z ciężkiej opresji golden retriever Nickie obdarzony ponadprzeciętną inteligencją i intuicją. Czy pies po raz kolejny uratuje Amy, kiedy przyjdzie jej zmierzyć się z parą psychopatów, których motywy tkwią głęboko w przeszłości Amy i Briana?
Powieści Deana Koontza to istne kopalnie cytatów i niezwykle trafnych przemyśleń. Również w "Mrocznym popołudniu" takich nie brakuje. Książka wzrusza, ale też zmusza do pewnych refleksji. Do odpowiedzi na pytanie, w co sami wierzymy, a w co jesteśmy w stanie uwierzyć? Nie brakuje elementów paranormalnych, które potęgują ciekawość czytelnika. Bardzo interesująca lektura.