Fantastyka to gatunek, który właściwie powoli odkrywam. Nie znam go zbyt dobrze. W dzieciństwie przeczytałam tylko wszystkie części serii o Harrym Potterze. Wtedy byłam zachwycona konstrukcją świata, później nastąpiła przerwa w poznawaniu innych książek tego gatunku. A szkoda. Dopiero dwa lata temu sięgnęłam po tak uwielbianego przez wielu czytelników „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego. Niestety, był on dla mnie dużym rozczarowaniem pod kątem językowym (zbyt trudny i zmitologizowany styl autora). Niedawno postanowiłam zapoznać się z książką innego polskiego twórcy. Zdania na jej temat są podzielone. Jedni się zachwycają, drudzy jej nie znoszą. Po której stronie literackiej barykady ja stoję? Przekonacie się za moment.
Powieść Jacka Dukaja ukazała się w 2007 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego. Przedstawia ona historię alternatywną. Oto świat, w którym nigdy nie wybuchła wojna (pierwsza światowa). W roku 1908 na Ziemię spada meteoryt zbudowany z tungetytu (materiał fikcyjny). W wyniku tego wydarzenia na Ziemi zaczęły panować mrozy, najpierw w środkowej części Syberii, a później rozprzestrzeniły się także na terenie Europy (np. Warszawa). Po Ziemi przemieszczają się także lute - ogromne bryły lodu, zamrażające jednocześnie całą okolicę. Lód otacza zarówno tereny, jak i samych ludzi (nigdy nie chorują). Żadna wojna nie nadchodzi. Rosja staje się kolebką centrum naukowego. Pojawienie się lodu na świecie daje ogromne możliwości na przyszłość, np. wpływa korzystnie na rozwój przemysłu czy metalurgii.
Nadchodzi rok 1924. Matematyk i przy okazji hazardzista Benedykt Gierosławski otrzymuje zlecenie od Ministerstwa Zimy. Ma on za zadanie odnaleźć swojego ojca, znanego wszystkim jako Ojciec Mróz. Podobno ten mężczyzna potrafi porozumieć się z lutymi...
Ta powieść to prawdziwy potwór! Nie mam tutaj na myśli tylko jej gabarytów (ponad 1000 stron!), ale również bogactwo, jakie w sobie zawiera. Książka pożera czytelnika. Sprawia, że chcemy poznać losy Benedykta i całego tego wykreowanego świata. Nie mamy zamiaru się od niej odrywać. Jakie bogactwo mam tutaj na myśli? Język, galeria postaci (o tym później), motywy (nie każcie mi omawiać, bo nie skończę przed północą). Przeczytałam tę książkę i widzę, że na taką historię czekałam. To nic, że jest opasła. Zawsze powtarzam: jeżeli książka jest dobrze napisana, to pochłania niezależnie od rozmiaru. To zdanie w tym wypadku sprawdziło się idealnie.
Zastanawiam się sama, co by było, gdyby w pierwszych dwóch dekadach dwudziestego stulecia pierwsza wojna światowa rzeczywiście nie wybuchła. Nie mam pomysłu na dalsze dzieje świata. Może dziś bylibyśmy bogatszym krajem, lepiej rozwiniętym - nie wiem. Nie mnie to oceniać. Jacek Dukaj przedstawił w tej książce bardzo ciekawy koncept, inną możliwość biegu historii. Świat skuty wieczną zmarzliną, mrozy szaleją wszędzie, rozprzestrzeniające się po świecie w zastraszającym tempie. Ludzie nie chorują (niska temperatura obniża metabolizm), lekarze nie są nikomu potrzebni, prężnie rozwija się nauka i wiele gałęzi przemysłu. Czy pasuje Wam taki obraz świata? Mnie bardzo.
W książce pojawiają się również bohaterowie, np. Józef Piłsudski, Alfred Tarski czy mój ulubieniec, jak wiecie - Nikola Tesla. Bardzo lubię, kiedy autorzy książek wplatają w wykreowany przez siebie świat rzeczywiste postaci. Dzięki temu mamy okazję ujrzeć historię świata pod nieco innym kątem. Widać, że istniałaby inna możliwość. Co z tego wszystkiego wyniknie?
Czy polecam? Zapewne już widzicie, że zdecydowanie tak. Jestem pod ogromnym wrażeniem bogactwa tej powieści. Doceniam ogrom pracy, jaki nasz autor włożył w napisanie takiego potwora. Wiele osób narzeka, czuje się rozczarowanych. Być może nie podszedł Wam po prostu styl. Ja przepadłam w tej historii. Jest to - może nie uwierzycie - moje pierwsze spotkanie z prozą Jacka Dukaja. Mogę Wam obiecać, że z pewnością nie ostatnie. Uwielbiam tę historię. Nie żartuję, jeśli powiem, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać w tym roku. Przełomowa w swoim gatunku (science fiction). Prawdziwa perła i uczta dla duszy. Tak, jak przełomowa okazała się dla mnie debiutancka „Operacja Rafael” duetu Marcin Faliński i Marek Kozubal (kontynuacja będzie jesienią!) wśród powieści szpiegowskich, tak „Lód” Jacka Dukaja z impetem otwiera przede mną furtkę do książek science fiction. Czytajcie koniecznie. Gratulacje dla autora!