Czy wierzycie w anioły? Może osoby, które kochały nas za życia, po śmierci nas obserwują i opiekują się nami? Autorka „Potęgi miłości” stworzyła właśnie taki, pełen nadziei obraz ponadzmysłowego świata.
Po śmierci Tristana nastoletnia Ivy przestaje wierzyć w anioły, ale on, a raczej jego duch – ponieważ do postaci, którą przyjął chłopak, takie określenie właśnie najbardziej pasuje – stara się nad nią czuwać i przekazać jej, że ciągle ją kocha. Z dnia na dzień staje się silniejszy ucząc się coraz to nowych umiejętności. Jego mentorką jest zmarła aktorka, która życie po śmierci – taki stan zawieszenia – traktuje jak dobrą zabawę. Przekonuje go by pogodził się z tym, że nie żyje i tłumaczy, że Ivy powinna „iść naprzód”. Jednak nie tylko to jest problemem. Dziewczynie grozi niebezpieczeństwo. Z jakiegoś powodu ktoś pragnie jej śmierci, tak jak wypadek, w którym zginął Tristan nie był przypadkiem. Chłopak za wszelką cenę stara się ją uratować, wykorzystując do tego celu między innymi zakochanego w niej Willa. Problem stanowi również przyrodni brat Ivy – Gregory. Wygląda na to, że pała do siostry zbyt ciepłymi uczuciami, a ponieważ nie należy ani do dobrych, ani do serdecznych osób, Tristan jest tym bardzo zaniepokojony. Nie wierzy w miłość Gregorego, podejrzewając, że chłopak knuje jakieś nieprzyjemny, podstępny plan.
Ivy jest zdecydowanie bohaterką pozytywną. Ma wielu przyjaciół, troszczy się i martwi o wszystkich naokoło, a w szczególności o młodszego brata Philipa. Miała jednak pecha pojawić się w złym miejscu o złym czasie, przez co wplątała się w aferę kryminalną, w wypadku zginął jej chłopak, a matka wżeniła się w dość podejrzaną rodzinę. Czytając naprawdę zaczynamy lubić tę dziewczynę, nawet jeżeli momentami postępuje głupio – w końcu to tylko nastolatka. Dzięki tej sympatii wydarzenia naprawdę grają na uczuciach czytelnika, a cała akcja otrzymuje nowy smak. Autorka wymyśliła intrygującą fabułę i tajemnicę, którą odsłania przed czytelnikiem małymi kroczkami. Dzięki temu książka jest naprawdę bardzo dobra. Stanowi połączenie powieści paranormalnej, z sensacją i romansem. Wyszła z tego niezwykle udana mieszanka.
Mała rzecz a cieszy. Książeczka jest naprawdę krótka, liczy sobie raptem 214 stron, ale radości z czytania dostarcza naprawdę wiele. Czyta się ją niezwykle szybko. Fabuła jest ciekawie pomyślana. Polskie wydanie zostało stworzone naprawdę ślicznie – trzy niewielkie, niebieskie książeczki, z miękką, broszurową okładką ze skrzydełkami i wszelkimi niezbędnymi informacjami na temat pozostałych tomów. Swoją drogą już nie mogę doczekać się trzeciego, bo ten – nie wiem czy to z winy autorki czy też podziału, jaki narzuciło wydawnictwo – kończy się w naprawdę pełnym napięcia momencie, stawiając czytelnika w nieprzyjemnej sytuacji oczekiwania z dreszczykiem na kolejny tom.
Powieść, a właściwie cała trylogia, bo nie sądzę, żeby trzecia część miała okazać się gorsza, bardzo przypadła mi do gustu. Nie jest może jakaś specjalnie odkrywcza, ale niezwykle przyjemnie się ją czyta, porusza poważne tematy, a jednocześnie przenosi czytelnika do przepełnionego nadzieją i wiarą w miłość świata. Na każdej stronie lekkim humorem otoczone są poważne sprawy. Jest to rzecz, po którą warto sięgnąć, a zakończenie przyjmiemy z prawdziwym żalem, ponieważ chciałoby się więcej. Trylogia Elizabeth Chandler to również idealny przykład na dobro, prawdę i piękno w literaturze. Przedstawiony przez autorkę świat sprawia wrażenie prawdziwego, a zachwyt czytelnika wywołany lekturą będzie naprawdę szczery.