Jak to jest żyć wiecznie pod szklanym kloszem ? O tym doskonale wie nasza główna bohaterka historii pt. "Porwana" autorstwa Sylvii Bloch którą miałam przyjemność przeczytać dzięki wydawnictwu NovaeRes oraz Sztukaterowi.
24-letnia Ana żyje właśnie pod takim kloszem. Kiedy więc postanawia się z niego wydostać jej wypad do nocnego klubu będzie miał swoje konsekwencje, dodam, że mało przyjemne konsekwencje. W klubie dziewczyna poznaje mężczyznę który jak sądzi jest jej rycerzem na białym koniu. A może nic nie jest takie na jakie wygląda? Czar nocy pryska kiedy dziewczyna zostaje uprowadzona. Dotychczasowe lokum zamienia na obskurną piwnicę a towarzystwo ojca i ochroniarza zastępują jej teraz porywacze wśród których jest znana jej postać. Jak to możliwe że czarujący i szarmancki mężczyzna okazał się jednym z jej porywaczy?
Jest to historia z gatunku tych które człowiek czyta z zapartym tchem i nie chce ich skończyć w obawie, że autor zaserwuje nie takie zakończenie jakiego chciałby czytelnik. Jak tylko otrzymałam ją do recenzji, pierwsze co to pytałam wśród znajomych recenzentów czy może będzie jakaś kontynuacja, czy to już definitywnie zamknięta historia. To maleństwo o niespełna 300 stronach skumulowało w sobie tyle wydarzeń, emocji i tak genialną treść, że biję pokłony dla autorki.
Na plus zasługuje fakt wprowadzenia narracji z perspektywy dwóch osób. Przyznam szczerze, że bardzo lubię taką narrację naprzemienną. Można wtedy lepiej poznać tok myślenia i rozumowania obu postaci, i to jak postrzegają wydarzenia jakie stały się ich udziałem. Przeczytałam opis, padło słowo porwanie i to dało mi do myślenia. Byłam ciekawa czy uwielbiany przeze mnie motyw syndromu sztokholmskiego będzie tu pokazany. A jeśli będzie to w jaki sposób opisze go autorka. I nie zawiodłam się. Relacja pomiędzy bohaterami może i jest chora, ale jakże fascynująca. Jaki wpływ na psychikę porwanej może mieć jej oprawca, że zamiast budzić strach, wstręt, obrzydzenie czy niechęć budzi te zakamarki ciała i umysłu których nie powinien.
Byłam wręcz porażona natłokiem emocji jakimi autorka nasyciła swoją książkę. Czytałam od deski do deski, wręcz na jednym oddechu. Tak mnie pochłonęła, że ani się obejrzałam a historia się skończyła. "Porwana" zaskoczyła mnie faktem, że to debiut. Bo napisany na zaskakująco dobrym poziomie. Romans mafijny, to coś co lubię najbardziej, i co mi się szybko nie znudzi. Obraz mafii, szemranych interesów, rozlew krwi, były niezwykle realnie przedstawione. I to jak dla mnie kolejny plus tej historii. Lekkość z jaką autorka opisuje sceny od tych bardziej brutalnych po te mniej dynamiczne zasługują na pochwałę. Widać moim skromnym zdaniem, że autorka w każdej scenie odnajduje się z niezwykłą łatwością. Jak już wspomniałam na początku, niezwykle bałam się zakończenia tej powieści. A zakończenie zaskoczyło mnie i spowodowało, że zbierałam szczękę z podłogi. W głowie kotłowały się myśli w stylu "Ale jak to?, zakończyć w takim momencie? Droga autorko, tak się nie robi. Proszę powiedz, że będzie kontynuacja. Króciutko na zakończenie nie powiem nic odkrywczego poza tym, że zachęcam do sięgnięcia po "Porwaną"- świat mafii wciągnie was mam nadzieję tak samo jak i mnie. Ja dziękuję Sztukaterowi za egzemplarz, a autorce pogratulować pomysłu na rewelacyjną historię.