"Boże Narodzenie z ciotką Józefiną" to książka, która kusi pięknymi ilustracjami, daje nimi obietnicę pięknej historii w środku, ale czy tak jest rzeczywiście?
Kiedy już przelałam na ekran swoje odczucia po lekturze, przejrzałam kilka recenzji i widzę, że opinie są różne, ale zachwytów jest dość sporo. U mnie ich nie znajdziecie, ponieważ mam mieszane uczucia co do lektury. Można rzec, że książka ta jest o wzajemnej pomocy, o wsparciu w potrzebie, ale czy tak jest rzeczywiście? Rodzina Myszkowskich jest ubogą mysią rodziną, nie mogą sobie pozwolić na wystawne życie, wyszukane potrawy na wigilijnym stole, mnóstwo prezentów pod choinką czy bogato udekorowane mieszkanie. Na kilka dni przez Gwiazdką otrzymują list od ciotki Józefiny, amerykańskiej gwiazdy, która słynie z gwizdania. Wiadomość ta nie wprawia rodziny w euforię, bo przecież gwiazdy nie można przyjąć i gościć w tak ubogich warunkach. Tata próbuje zrobić wszystko żeby ciotki nie przyjmować pod swój dach, natomiast dzieci, wierząc w dobroć ludzi postanawiają ich poprosić o pomoc w przygotowaniu prawdziwych świąt jakich zapewne same nigdy nie miały. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że Kacper i Filka otrzymują poszczególne przedmioty dopiero w momencie, kiedy powiedzą, że odwiedza ich ciotka Józefina, wcześniej nikt nie myślał o tym żeby wesprzeć biedną rodzinę w okresie świąt. Wieść o przybyciu sławnej myszy rozeszła się po mieście w szybkim tempie, wszyscy tłumnie czekali sławną mysz w porcie, ale Józefiny na pokładzie statku nie było. Wtedy Myszkowscy spotkali się z zarzutami, iż kłamali na temat przyjazdu Józefiny ażeby uzyskać te wszystkie korzyści, które otrzymali. Wszystko pięknie się kończy, ponieważ rodzina i mieszkańcy spędzają razem piękne święta. Może i ta historia pokazuje nam, że pomaganie jest ważne, ale czy traktuje i bezinteresownej pomocy?
Książki są różne, takie które trafiają prosto do naszych serc, takie które pokonują tę trasę, ale trochę naokoło oraz takie, które przechodzą bez echa...