„Życie polega na poszukiwaniu i tęsknocie”
Żyjemy w świcie technologii, która pozwala nam za sprawą kilku kliknięć stworzyć całą wirtualną rzeczywistość, w której możemy być kim chcemy, poznawać ludzi z odległych zakątków świata, a nawet dzięki oku kamery widzieć go w czasie rzeczywistym. Innymi słowy świat stał się globalny, a my powoli oddajemy kawałki realnego życia na rzecz tego wirtualnego. Z łatwością więc możemy wyobrazić sobie przyszłość, ku której zmierzamy.
„- A ile według ciebie mam lat?
- Nie znam się na skamielinach, ale dałabym ci pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt tysięcy.
- Mam osiemnaście lat.”
W świecie Ari ludzie posiadają nakładki na oko, dzięki którym mogą przebywać w dowolnej Sferze, czyli zaprojektowanej wirtualnie rzeczywistości zbudowanej na danej strefie życia, mody, czy historii. Bez Wizjera pozwalającego na przebywaniu w lepszej, choć sztucznej rzeczywistości, ludzi otacza szarość i bylejakość. Społeczeństwo Osadników jest uzależniona od wirtualnego życia, dlatego, gdy zostają go pozbawieni ich zachowania stają się nieobliczalne. Aria przekonała się o tym na własnej skórze podczas nielegalnej zabawy ze znajomymi, gdy jej kompani szaleją i wywołują pożar, a jeden z nich usiłuje ją zabić. Z pomocą przychodzi Wykluczony, który włamał się na teren Osadników, a później zniknął. Niestety pożar przeżywa jedynie nastolatka i jej niedoszły oprawca, który jest synem ważnej osobistości w ich społeczeństwie, dlatego siłą rzeczy to Aria zostaje niesłusznie skazana. Jej karą jest wygnanie i życie, a raczej śmierć w świecie zewnętrznym niszczonym przez burze eterowe.
Choć zalążek fabuły opisałam przez pryzmat perypetii Ari, mamy w książce dwóch głównych bohaterów, których dzieje poznajemy na przemian z lekturą kolejnych rozdziałów. Wybrałam perspektywę Ari by nie zdradzać wam lepszej części, którą jest dla mnie Perry. Peregrine należy do Wykluczonych z plemienia Fal. Najogólniej rzecz ujmując jest reprezentantem tego, w co ewoluował człowiek pozostawiony na łasce i niełasce sił natury, a nie zamknięty w bezpiecznym schronie. Losy tej dwójki są ze sobą połączone, nie dzięki silnej więzi, czy sympatii, lecz dlatego że dzięki sobie nawzajem są w stanie osiągnąć swoje cele.
„Ludzie to więcej niż emocje.Mają myśli i powody by postępować tak,jak postępują.”
Aria początkowo jest zagubiona w nowym świecie, odcięta od wszystkiego co zna i kocha. Mimo tego od samego początku wykazuje się niezwykłą odwagą i hartem ducha. Pokonuje strach, ból i ograniczenia by przeżyć. Pozostaje przy tym dobra i wrażliwa na potrzeby innych. Aria należy do rzadko spotykanej grupy bohaterek, które poza swoją urodą jest prawdziwą wojowniczką, która potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, między innymi dlatego zakwalifikowała się do ścisłej czołówki moich ulubionych kobiecych postaci literackich. Perry również jest dość niezwykłą postacią. Chłopak wychowujący się w ciężkich warunkach musi być twardy i zaradny, a czasem nawet oschły, jednak Perry posiada w sobie również wrażliwą stronę. Jego poświęcenie dla najbliższej osoby w jego życiu jest wspaniała. Co ważniejsze tą osobą w końcu nie jest ukochana dziewczyna, lecz bratanek. Pozostałe postacie pojawiające się na kartach książki "Przez burze ognia" są niemal równie zachwycające, co Aria i Perry. Dobrze wykreowane, a ich cele i motywacje są widoczne, jak na dłoni.
„Dla tych, których kochamy, potrafimy być najokrutniejsi.”
Książka bezsprzecznie trafiła na wąską listę moich ulubionych. Stało się to miedzy innymi za sprawą genialnie zaprojektowanej wizji przyszłości, która łączy ze sobą zarówno zniszczenia spowodowane siłami natury, jak i odczłowieczającym postępem technologicznym. Pomysł jest ciekawy i dobrze wykorzystany. Styl autorki jest idealny, dzięki czemu książka niemal sama się czyta, a przy tym jest wyjątkowo wciągająca. Nie mogłam oderwać się od powieści ani na chwilę. Dosłownie byłam, jak zaczarowana! Najbardziej zachwycające są jednak relacje pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Nie ma w nich może nic wyjątkowego, czy nowego, lecz sposób w jaki Veronica Rossi je opisuje poruszył odpowiednią strunę w mojej duszy, której drganie odczuwałam jeszcze przez długi czas.
Istnieją na świecie takie książki, po których przeczytaniu ciężko ubrać w słowa swoje emocje. Pisanie recenzji zazwyczaj przychodzi mi gładko, jednak recenzja "Przez burze ognia" przyszła mi z trudem. Boję się, że nie udało mi się oddać w pełni emocji, które towarzyszyły mi pod czas jej lektury. Zdaje sobie sprawę, że nie wymieniłam ani jednej wady tej powieści. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że od jej przeczytania do skończenia pisania tych słów minęło 10 dni, w ciągu których nie zdołałam jeszcze ochłonąć, ani znaleźć wad w tej historii. Mam wielką nadzieję, że wy również ją pokochacie, bo polecam "Przez burze ognia" z całego serca!