Wampiryzm przez wieki niezmiennie fascynował i przerażał ludzkość. Od zamierzchłych czasów, gdy na samo wspomnienie krwiopijcy ludzie czynili znak krzyża i szukali czosnku po kieszeniach, aż po dzień dzisiejszy, kiedy to tłumy rozkrzyczanych nastolatek (i nie tylko) ciągną do kin obejrzeć po raz wtóry ekranizację idyllicznego „Zmierzchu” pani Meyer. Wydawało mi się, że o wampirach nie można napisać ani powiedzieć już nic oryginalnego, gdyż ten temat w literaturze już się po prostu wypalił.
Wbrew pozorom to nie wyżej wymieniony tytuł przyciągnął moją uwagę na nadmorskim kiermaszu książek, tylko niepozornie wyglądająca „Połowa Nocy” autorstwa polskiej pisarki, Izabeli Szolc. Okładka sugerowała, że w środku czeka na mnie przygoda z wampirami lub całym ich stadem. Mimo ciekawości, podeszłam od niej ze sporą dawką sceptycyzmu, bo z doświadczenia wiedziałam, że mało która książka o krwiopijcach potrafiła mnie tak wciągnąć, jak "Kroniki wampirów" Anne Rice. Nie mogłam się też pozbyć natrętnej myśli, która uporczywie tłukła się mi po głowie: „a co, jeśli to kolejna przygoda podobna do cyklu `Zmierzch?`". Mówi się, że nie powinno oceniać się książki po okładce, jednak atutem, który ostatecznie mnie przekonał, było wydawnictwo RUNA, które wzięło pod swoje skrzydła ów tytuł. Dodatkowo tom był wydany w miękkiej oprawie, co jak dla mnie jest idealnym rozwiązaniem. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak zaufać instynktowi mola książkowego i zaryzykować…
Irena, główna bohaterka „Połowy Nocy”, była, a właściwie jest, piętnastolatką. Jej życie zaczęło się w czasach świetności Konstantynopola, a skończyło podczas jego oblężenia przez Turków. Dziewczyna od dziecka była przeznaczona na bazylissę Drugiego Rzymu, natomiast akcja książki przewrotnie rozpoczyna się w momencie, kiedy główna bohaterka uświadamia sobie, że „Nie będę bazylissą. To w pewien sposób przykre, bo wychowano mnie na cesarzową. Posiadam zasób zupełnie niepotrzebnej, niewykorzystywanej poza tronem wiedzy. Smutny jest też fakt, że cesarz mnie nie pragnie.” Już na samym początku możemy się domyślić, że mamy do czynienia z osobą inteligentną i świadomą swej przyszłości, a właściwie jej braku.
Wraz z dziewczyną, a później już z kobietą uwięzioną na wieczność w ciele dziecka, wędrujemy przez karty znanej nam z podręczników historii. Poznajemy postacie właściwe danemu wiekowi przez pryzmat spojrzenia wampirzycy i razem z nią uczestniczymy w życiu takich osobistości, jak chociażby William Blake, George Byron czy Frida Kahlo. Współczesność przeplata się ze wspomnieniami minionych wydarzeń, z wieczną walką z własnym przeznaczeniem i pragnieniem bliskości drugiego człowieka. Człowieka, który widzi bohaterkę, jako morderczynię, przyjaciółkę, kochankę czy w końcu zwykłą prostytutkę. Jesteśmy świadkami, jak Irena na przestrzeni wieków uczy się „życia”, zmagając się z darem (lub przekleństwem) nieśmiertelności przekazanym jej przez matkę, która będąc serbską księżniczką, owo dziedzictwo krwi odziedziczyła po swoich przodkach.
Szolc przedstawiła w swojej książce wampiryzm jako ponury obraz nieśmiertelności, która wielu śmiertelnikom jawi się jako coś cudownego. Nie biorą oni jednak pod uwagę tego, że istoty dotknięte tym przekleństwem całą wieczność zmagają się ze zmianami dotykającymi ich otoczenie, z ciągle upływającym czasem. Przez 352 strony książki obserwujemy, jak bohaterka próbuje odnaleźć sens swojego istnienia i zajrzeć do własnej duszy, w której posiadanie niejednokrotnie wątpi. Chcąc wpasować się w realia zmieniającego świata, Irena często kupczy własnym ciałem, znajdując w tym jakiś paradoksalny spokój i spełnienie, co jest greckim synonimem jej imienia - Eirene. Nie odbiega to tak bardzo od charakterystyki współczesnego człowieka, który zagubił się we własnym, śmiertelnym życiu. Przy okazji warto nadmienić, że w wyobrażeniu pani Szolc wampir to istota roznamiętniona, niestroniąca od uciech cielesnych. Kusi i wabi niczym najdoskonalszy drapieżnik, którym przecież jest. Mimo swej nieśmiertelności, można mu zrobić krzywdę i sprawić, że przez długie tygodnie nie będzie umiał dojść do siebie, że będzie się zwijać w kłębek z bólu. To wszystko czyni go, o ironio, w moim wyobrażeniu bardziej ludzkim.
Opowieść jest przesycona erotyzmem, który miejscami bywał dla mnie męczący, choć nie przeczę, że dla innych może być on doskonałym wabikiem. Tak samo zresztą jak niezwykle ciekawie prowadzona narracja i starannie dopracowane tło wydarzeń historycznych. Bohaterowie mają własną psychikę i życie, a ich postacie są genialnie dopracowane przez autorkę. Nieraz wydaje się, że zaraz wyjdą z kart książki i usiądą obok nas. Prawdę mówiąc, nie mogłam sobie pozwolić na to, aby coś mnie rozpraszało podczas czytania, bo liczne wątki i przeskoki w czasie (nawet o kilka dziesiątek lat) wprowadzały odrobinę chaosu. Sprawiało to, że czasem musiałam cofnąć się o kilka stron, żeby upewnić się, kto jest kim. Specjalnie mi to jednak nie przeszkadzało.
Najbardziej fascynujące było dla mnie kilkanaście pierwszych stron, gdzie bohaterka, nadal jeszcze będąc człowiekiem, oczami dojrzewającej dziewczyny opisuje wydarzenia towarzyszące upadkowi Konstantynopola. Przewija się tam również postać Mary, egzotycznej kochanki megaduksa. Irena, niczym oślepiona światłem ćma, podąża za fascynującą wampirzycą, która wpierw wykorzystuje ją do własnych celów, a potem wciąga do mrocznego świata. Dziewczyna jest świadkiem, jak wszystko, co dotąd było jej znane, upada. Dotyczy to zarówno najbliższego otoczenia, jak i rodziny. Ojciec, ogarnięty szaleństwem, zabija własnego syna, a tym samym brata Ireny, by następnie zdradzić cesarza, oddając bez walki mury najeźdźcom. Każdy czyn pociąga za sobą konsekwencje, które dotykają nie tylko jedną osobę (w przypadku zdrajcy byli to wszyscy mieszkańcy), a wszystkie postacie są ze sobą ściśle powiązane i od siebie zależne.
Nie byłam zawiedziona po przeczytaniu „Połowy Nocy”. W trakcie lektury natknęłam się co prawda na kilka literówek, ale to przecież nie tragedia. Mogę z czystym sumieniem polecić ów tytuł starszym czytelnikom, bo dla młodszych z oczywistych względów się on nie nadaje. Z pewnością sama nieraz jeszcze do niego wrócę, bo Irena hipnotyzuje zarówno powieściowe postacie postacie, jak i mnie - zwykłą czytelniczkę.