Zapewne każdy z Was czytał przynajmniej jedną książkę z gatunku paranormal romance. Powieści te stały się ostatnio bardzo popularne. Różne są zdania na temat źródeł tego gatunku. Według mnie wszystko to zapoczątkował znany chyba wszystkim „Zmierzch”. Powieść Stephenie Mayer „przewróciła” w głowach nie tylko łatwowiernym nastolatkom, ale również jak widać szerokiemu rynkowi czytelniczemu. Wydawane książki coraz częściej dotyczą tego samego, już dość nudnego tematu, a mianowicie zakazanej miłości. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że miłość ta jest bezsensowna, a przede wszystkim nierealistyczna. Tym razem w moje ręce wpadła książka „Pojedynki wampirów” (już z samego tytułu nie zapowiada się ciekawie) autorstwa Alexandry Harley.
Diaboliczny hrabia Greyhaven przemienił Isabeau St. Croix w wampira. Zostawił ją na pastwę losu, półżywą, pogrzebaną pod ziemię. Dziewczyna powraca do świata żywych, gdzie musi przejść ostateczną próbę konfrontacji z Greyhavenem. Isabeau udaje się do posiadłości Drake’ów. Tam poznaje Logana Drake’a, który od razu wpada jej w oko… Czy miłość będzie silniejsza od pragnienia zemsty?
Po raz kolejny spotykam się z tak banalnym tematem jakim stała się „miłość” między wampirami. Ciągle sięgam po tego typu książki z nadzieją poznania jakieś ciekawej historii. Jednak po raz kolejny się zawiodłam. Fabuła książki „Pojedynki wampirów” jest dość prosta co za tym idzie – niezbyt ciekawa. Już od początku książki można przewidywać jak się powieść zakończy i z pewnością nasze podejrzenia nie będą błędne, bo po prostu ta historia jest bardzo przewidywalna.
Język książki również nie jest wysokich lotów. Mam wrażenie, że autorka z góry podejrzewała, że jej książki czytać będę tylko, wymieniane wcześniej, „łatwowierne nastolatki”. Ja łatwowierna nie jestem i nie dałam nabrać się na te „sztuczki”. Akcja również nie jest bardzo dynamiczna. Zdarzenie następują po sobie w odpowiednim tempie jednak nie jest ono tak szybkie jak tego wymaga historia. Krótko mówiąc, książka od strony technicznej również jest nudna i nieciekawa.
Teraz na celownik idą bohaterowie, a mogą już uciekać, bo o nich również nie mam dobrej oceny. Postacie w tej książce są bardzo schematycznie wykreowane. Dziewczyna – twarda, silna, nikomu się nie daje, niedostępna. Chłopak – szarmancki, uprzejmy, uległy. Dwie całkiem inne osoby, a już od początku wiadomo jak ich losy się potoczą. Isabeu z początku wydawała mi się całkiem w porządku. Spodobała mi się właśnie za to, że była nieugięta i silna. Kiedy jednak mniej więcej w połowie książki zrobiła się taka jak większość bohaterek paranormal romance od razu moja sympatia do niej przygasła.
Jak powszechnie wiadomo książki pokroju „Zmierzchu” są całkiem nie z tego świata, co za tym idzie również nie przekazują żadnej wartości moralnej. Po raz kolejny wspomnę „łatwowierne nastolatki”, które pochłaniają nałogowo książki tego typu i z pewnością nie stają się od tego mądrzejsze.
Podsumowując, od tego momentu oświadczam, że wszelkich paranormal romance postaram się unikać. Nie zaprzestanę jednak ich czytania. Od czasu do czasu będę po jakąś sięgać jednak z pewnością nie będę tego robić tak często jak ostatnio. Co do książki, myślę, że osobom, które lubią tego typu powieści, spodoba się ona. Nie jest to lektura wysokich lotów, ale można z nią miło spędzić czas.