„Słowa to coś więcej niż znaki widoczne na papierze”
Przy okazji książki „Autostrada łez” pisałam „Ze łzami w oczach czytałam o osamotnieniu tych ludzi. Ich samotnej walce. Ich bólu i łzach. O braku zrozumienie wśród społeczeństwa. O marginalizowaniu, odtrącaniu”. Książka zmusiła mnie do przemyśleń na temat rasizmu i tego, jak głęboko jest on zakorzeniony w naszym społeczeństwie. W międzyczasie dostałam propozycję zrecenzowania książki „Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak”, także od @wydawnictworelacja. Trochę się obawiałam, bo do tej pory przeczytałam może ze dwie autobiografie/biografie. Jednak od dawna mówię sobie, żeby wyjść ze swojej strefy komfortu i próbować nowe rzeczy. Zgodziłam się i… to była jedna z lepszych decyzji, które podjęłam.
Książka to autobiografia Marguerite Annie Johnson, lepiej znanej jako Maya Angelou. Przyznam szczerze, że choć kojarzyłam nazwisko, to nie miałam okazji zaznajomić się z dobytkiem literackim autorki. Książka po raz pierwszy w Polsce została wydana w 1996 roku, czyli wtedy kiedy się urodziłam. Ma więc tyle lat co ja. A jednak treść, którą dostajemy, jest uniwersalna i można ją odnieść do czasów teraźniejszych. Książka opowiada o tym, jak młoda dziewczynka, musiała walczyć nie tylko z rasizmem, ale i z seksizmem. „Miałam osiem lat i byłam dorosła” – pisze Maya Angelou.
Książka porwała mnie od pierwszych stron. Wstępy Oprah Winfrey i Elżbiety Janoty – tłumaczki, świetnie zarysowały mi tło i przybliżyły postać autorki. A skoro już jestem przy tłumaczeniu, to wielkie brawa i ukłony dla tłumaczki. Ostatnio w recenzji jednej z książek czepiałam się tłumaczenia. Tutaj pozostaje mi bić tylko brawa. Elżbieta Janota przepięknie posługuje się słowem. Niesamowicie oddała ducha książki. Z tych zdań biło tyle emocji i życia, zupełnie jakbym czytała w oryginale.
Jestem zachwycona stylem, którym posługuje się autorka. Pięknie pisze o rzeczach brzydkich. Nie użala się nad sobą. Po prostu pisze „to było straszne, być Murzynem i nie mieć żadnego wpływu na własne życie”. Z książki dosłownie wylewają się emocje. Poruszyła ona we mnie struny wrażliwości, empatii i miłości. Ze łzami w oczach przewracałam ostatnią stronę książki.
Momentami serce rozrywało mi się na kawałki. Poczucie niesprawiedliwość, niemoc i złość towarzyszyły mi podczas lektury. Poleciały nawet łzy. Kiedy czytałam, jak Maya obwiniała się za to, że została zgwałcona, gardło zaciskało mi się ze wzruszenia. Dziewczynka tak bardzo potrzebowała miłości i ciepła mężczyzny, że usprawiedliwiała to, co jej robił. Nawet teraz, gdy piszę te słowa, łzy przysłaniają mi klawiaturę.
Książkę pochłonęłam w jeden dzień. Siedziałam na parapecie, deszcz dudnił w okno, a ja zagłębiałam się w burzliwe dzieciństwo autorki. Strony uciekały między palcami, a historia wsysała mnie całkowicie. Obrazy przelatywały między oczami, jakbym oglądała film. I chociaż jestem fanką dużej ilości akcji, to ta autobiografia kupiła mnie swoją prostotą.
Maya Angelou pisze pięknie o życiu. Nie upiększa go w żaden sposób. Nie pisze, że jej cierpienie było piękne i wzniosłe. Jej cierpienie było cierpieniem. Jednak słowa, w jakich je opisuje, tworzą przepiękne zdania. Od razu widać poetyckość autorki. Ten przepiękny styl nie pozwala odłożyć książki na bok. „Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak” czyta się jak poezję pisaną prozą.
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach”.