Autor opisuje podróż z Kapsztadu do Angoli, którą odbył już jako niemłody człowiek. Kilkakrotnie pisze, iż jest to jego pożegnanie z Afryką, ale nie pożegnanie z podróżami. I jest to pożegnanie dosyć smutne.... Już na początku reportażu pisze on o tym, iż w tej relacji i w tej podróży będzie się starał zestawić to co zobaczy z tym, co widział kiedyś w Afryce, a widział dużo, bo przez parę lat pracował tam jako nauczyciel i odbył podróż wzdłuż kontynentu, którą opisał w książce 'Safari mrocznej gwiazdy. Lądem z Kairu do Kapsztadu'.
Reportaże o Afryce, szczególnie te współczesne niosą w sobie kilka zagrożeń dla czytelnika. Po pierwsze: nadmiar postaci, po drugie: nadmiar zła, rozpaczy, rozkładu, po trzecie rozpłynięcie się reportażysty. I tu, odniosłam wrażenie, że autor uniknął wszystkich tych 'pułapek pisarskich'. Książka jest jasna, ciekawa, bardzo obrazowa. Autor wyraża swoje poglądy i konfrontuje to z tym co widzi.
Uważam, że tę książkę należy przeczytać, jeśli interesuje nas świat poza nami.
Zaczyna się od stereotypu, mówiącego o tym, iż Europa i Ameryka to kraje zglobalizowane, w których zatraciła się relacja człowieka z naturą, w których rządzi pieniądz i zestawia się to z ideą, mitem człowieka prawdziwego, pierwotnego, który żyje z plonu ziemi. Takich ludzi autor pamięta z Afryki, z Nambii. To Buszmeni, Ju/’Hoansi, Prawdziwi Ludzie, pierwotni mieszkańcy tych ziem i pierwszy mieszkańcy Ziemi. Tak ich pamięta. Na dowód zestawia wiadomość ze światowych mediów o kryzysie w Gracji ze sceną odnalezienia przez Ju/’Hoanitkę bulwy ziemniaka. Stereotyp jest więc następujący: w Afryce można wrócić do relacji człowiek-ziemia, człowiek-wytwory jego pracy.
Autor pamięta z tego co widział podczas swoich licznych podróży o tym, jak wyglądały slumsy afrykańskie, jak wyglądał kolonializm, a potem pomoc humanitarna Zachodu, ale i bezradność mieszkańców. To wszystko zawiera się w tej relacji człowiek - ziemia.
W toku książki autor te wszystkie tezy będzie weryfikował tym co zobaczył i doświadczył. Książka jest niesamowita również dlatego, że autor nie boi się obalać swoje własne tezy. Mówi że jest tak, a potem, ileś kilometrów dalej, widzi że jest kompletnie inaczej, odwrotnie. Tu jest źle, a tam jest dobrze, tu czysto, tam brudno, tu bezpiecznie, tam niebezpiecznie, tu chroni się zwierzęta, a tam je zabija. Tutaj ludzie mu pomagają, a tam czyszczą mu kartę. Tutaj nie ma niczego, a tam można kupić telefon komórkowy na każdym rogu, tutaj zaprzyjaźnia się z kimś, a zaraz potem ta osoba ginie. Kontynent kontrastów, kraje sąsiadujące, a kompletnie inne, różniące się wszystkim. I trzeba było mi tak doświadczonego przewodnika po tych krajach, żebym miała jasny obraz wszystkiego. Thoroux nie boi się wyrażać swojego zdania. Głupców nazywa głupcami, złodziei złodziejami, a dzielnych ludzi - dzielnymi. Ale jego wnioski co do przyszłości Afryki są pesymistyczne. Pisze o tym we wnioskach na końcu książki.
Jest to dogłębna i bardzo subiektywna opinia, która jest ważnym głosem w świecie reporterów. Tak uważam,
Napisałam o wyjątkowej w reportażach o Afryce konstrukcji książki opartej na obalaniu własnych tez. Książka jest zbudowana z pięknych i plastycznych obrazów z podróży autora. Opisuje on to co widzi, ludzi, z którymi rozmawia. Opisuje napotkane trudności, ułatwienia i niespodziewane przygody. Język jest plastyczny i jasny.
Widać jednak w toku narracji, iż nie jest to dziennik z podróży, ale starannie opisany reportaż, bo autor opisuje dalsze losy spotkanych osób, a poza tym nie zagęszcza postaciami i miejscami akcji. To ważne, że jako czytelniczka nie byłam pogubiona i przytłoczona nadmiarem osób i miejsc.
Autor jest erudytą i zna większość literatury dotyczącej danego regionu oraz literaturę danego kraju, zarówno kolonizatorów, jak i miejscowych. W toku wędrówki opisuje on mianowicie spotkania z uczniami i studentami oraz starszyzną danego miejsca. I pyta ich o legendy, opowieści, relacje.
Podsumowując, książka Paula Thoroux okazała się intrygującą, ciekawą, pełną i podsumowującą oraz dającą do myślenia opowieścią o Angoli, Nambii i RPA oraz tamtejszych ludziach, o slumsach i nowoczesnych chińskich budowniczych, o turystach wszelkiej maści i o pracownikach humanitarnych, o gigantycznej korupcji i ogromnym życiowym poświęceniu. O kontynencie kontrastów.