Muszę przyznać, że spodobała mi się okładka tej książki. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawiera ona w sobie niczego zachwycającego i spokojnie można byłoby ją wymienić na coś naprawdę wyjątkowego, a mimo to nie wyobrażam sobie tej powieści w innej oprawie graficznej. Od wielu już lat doceniam osoby, które w wykonywanej przez siebie pracy stawiają na szeroko pojętą prostotę i smak. Nie dlatego jednak sięgnęłam po lekturę tego utworu. Dużo większą rolę w tym wszystkim odegrał intrygujący opis, który od początku do samego końca, zachęca Moli Książkowych do spędzenia kilku godzin z powieścią napisaną przez Dariusza Rekosza.
Monika po śmierci swojego ojca, zmuszona została do skromnego życia u boku matki, która starała się utrzymać swoją dwuosobową rodzinę. Momentami w ich domu bywało naprawdę ciężko i choć przeciwności losu dwoiły się i troiły, to ani przez chwilę nie pozwalały sobie na to, aby pokazać światu towarzyszące im każdego dnia cierpienie. Pewnego dnia do klasy dziewczyny dołącza nowy uczeń, który przedstawia się wszystkim jako Dominik. Główna bohaterka podchodzi do nowego kolegi z lekkim dystansem i nieukrywaną ciekawością, która sprawia, że z czasem zaczyna być o Mrówkę nieco zazdrosna. Relacje między uczennicami zaostrzają się i z biegiem czasu przestaje się to wydawać czymś nadzwyczajnym. Czy Monice uda się naprawić relacje z przyjaciółką?
Spotkanie z lekturą tej książki sprawiło, że przestałam wierzyć opisom fabuły, które każdorazowo umieszczane są na okładkach wydawanych powieści. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze bywa tak jakbyśmy sobie tego życzyli i nie wszystko musi być wykonane pod linijkę, jednak istnieją jakieś normy, których pod żadnym pozorem nie powinno się przekraczać. Osoby pracujące nad tą pozycją literacką przekroczyli wszystkie granice i mam wrażenie, że nie przeczytali oni ani jednej strony tego utworu. Obawa przed nieświadomym spojlerowaniem hamuje mnie od wskazania Wam błędów, z którymi przyszło mi się zmierzyć w trakcie obcowania z dziełem Dariusza Rekosza. Kilka z nich widać już w poprzednim akapicie tej recenzji i choć starałam się jak mogłam by zachować dystans do twórczości polskiego autora, to z wielkim trudem przyszło mi dotrzeć do ostatnich stron tej powieści. Złożyło się na to wiele czynników i o dziwo żaden z nich nie miał ścisłego związku z jakością i walorami artystycznymi "Pocztówki z Toronto". Chodzi mi tu raczej o pierwsze wrażenie, które wzbudziło we mnie tyle negatywnych emocji, że nie byłam w stanie skupić się na niczym innym. Pierwsze wrażenie bywa dla wielu czytelników czymś niezwykle ważnym i to właśnie ono sprawia, czy polecamy dany utwór innym Molom Książkowym, czy też dajemy sobie z nim spokój.
Brakuje mi słów, którymi mogłabym opisać wrażenia, które towarzyszyły mi w trakcie poznawania historii Moniki. Czas spędzony w towarzystwie tej książki okazał się naprawdę fajnym doświadczeniem. Pozostanie ono we mnie na długi czas i z całą pewnością będę ją polecać swoim młodszym podopiecznym. Od dość dawna nie miałam do czynienia z powieścią dla młodzieży, która ujęłaby mnie swoją prostotą i brakiem manipulacji, która dość często pojawia się w tego typu utworach. Cieszę się, że nie miałam do czynienia z kolejną użalającą się nad sobą bohaterką. Wbrew pozorom Monika była naprawdę silną osobą, która wbrew przeciwnościom losu, starała się czerpać z życia ile się tylko da. Dlatego właśnie jestem wdzięczna p. Dariuszowi za stworzenie naprawdę przyjemnej pozycji literackiej. Mam nadzieję, że w przyszłości dane mi będzie poznać kolejne jego dzieła i tym razem obejdzie się bez nieporozumień, które bez wątpienia wpływają na jej niekorzyść. "Pocztówkę z Toronto" polecam przede wszystkim młodzieży, ale i również wszystkim innym, którzy mają ochotę zapoznać się z historią nastoletniej Moniki. Być może nie będziecie nią w pełni usatysfakcjonowani, ale czas spędzony w jej towarzystwie nie powinien okazać się straconym.
Wydawnictwo Egmont, marzec 2013
ISBN: 978-83-237-5316-2
Liczba stron: 144
Ocena: 6/10