Z postacią Gwen Frost zaprzyjaźniłam się już jakiś czas temu za sprawą świetnej młodzieżówki "Dotyk Gwen Frost" od Wydawnictwa Dreams. Bardzo miło wspominam literacką wizytę w wykreowanej przez Jennifer Estep Akademii Mitu, szkole dla mitycznych wojowników, do której chodzi nie tylko tytułowa główna bohaterka, ale i Logan Quinn, uzdolniony Spartanin, którego nie byłam w stanie nie polubić. Byłam zaskoczona, kiedy wśród zapowiedzi Dreamsów na ten kwartał dostrzegłam w tak krótkim odstępie czasu kolejną część książki, ale wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać i ponownie odwiedzić Akademię.
O dziwo, Akademii Mitu w tym tomie było naprawdę niewiele. A wszystko za sprawą wycieczki, na którą wyjechali wszyscy uczniowie, włącznie z Gwen, którą przyjaciółka musiała wyciągnąć na siłę. Trochę brakowało mi tej szkolnej atmosfery, zajęć i egzaminów, ale chociaż początek książki mi to zrekompensował, bo było dużo ćwiczeń walki wręcz, w których brała udział nasza Cyganka. Gdyby nie Loki i jego zastępy żniwiarzy choasu, Gwen nie musiałaby ćwiczyć, a tak nie miała wyjścia, dzięki czemu - na szczęście - seria nabrała rumieńców. Owe rumieńce pojawiły się również za sprawą burzy hormonów szalejącej wśród uczniów. Choć wycieczka w ośnieżone góry mogłaby ostudzić gorące głowy mitycznych wojowników, to jednak nie przyczyniła się zbytnio do ochłonięcia Gwen, jeśli chodzi o jej uczucia względem Logana. Jest między nimi kilka takich momentów, gdzie nadzieja zaczyna mi podpowiadać, że być może ich relacje ulegną poprawie. Tak czy inaczej, na pewno nie jest nudno!
Pod względem akcji seria poczyniła znaczne postępy. Jest dużo lepiej i ciekawiej, a czytelnikowi przez cały czas towarzyszy pewne napięcie świadczące o tym, że książka wciąga. W porównaniu z pierwszym tomem widać naprawdę sporą różnicę i myślę, że osobom, którym spodobały się przygody Gwen, druga część przypadnie do gustu jeszcze bardziej niż pierwsza. Niestety, fabuła nadal jest mocno przewidywalna i raczej mało skomplikowana, bo bez problemu można wydedukować co się stanie dalej. Jeśli tylko jesteście w stanie to przełknąć i czytaliście "Dotyk...", to nie ma przeszkód, byście przeczytali "Pocałunek...". Zwłaszcza, że nic się nie zmieniło pod względem zgrabnego stylu autorki i nadal można z tego czerpać sporą dawkę humoru. Gwen jest tak samo sympatyczna, a towarzyszy jej wciąż tyle samo zabawnych sytuacji. Oczywiście nie braknie też scen walki i nieco poważniejszych tematów jak przeszłość matki Cyganki.
Mitologia jak zwykle gra w powieści pierwsze skrzypce. Jest to absolutnie największy plus całej serii i strzał w dziesiątkę, który zwabił mnie do przygód Gwen już za pierwszym razem. Wiadomości z poprzedniej książki uzupełnione zostają o kolejne ciekawostki ze świata mitów. Jest tego dużo więcej, ponadto wybiegamy poza mitologię nordycką, poznając inne historie. A jeśli wciąż Wam mało, to dodam, że do fabuły udało się przemycić kilka mitycznych stworzeń, a jedno z nich będzie brało udział w jednej z najpiękniejszych scen w całej książce. Chociażby dla niej jednej warto było przemęczyć wszystkie drobne niedociągnięcia powieści, których i tak było mniej niż w "Dotyku..". Szczerze? Nie spodziewałam się aż takich postępów!
"Pocałunek Gwen Frost" to znakomita kontynuacja swojej poprzedniczki. Wyważona fabuła i obecność odniesień do mitologii dają czytelnikowi masę satysfakcji z lektury. Prosty język oraz ciekawe wydarzenia dodatkowo sprzyjają pozytywnemu odbiorowi. Powiem szczerze: ja byłam zachwycona. Jennifer Estep napisała książkę o czymś, co obrzydliwie mnie interesuje, dzięki czemu zyskała stałą czytelniczkę. Jestem pewna, że gdybym książki nie otrzymała do recenzji, to i tak bym ją kupiła zaraz po przeczytaniu blurbu.
Bez dwóch zdań polecam tę powieść wszystkim osobom, które interesują się mitologią w takim bardziej młodzieżowym wydaniu. Tym bardziej polecam, by z książką zapoznały się osoby, które czytały pierwszy tom i były nie do końca zadowolone. "Pocałunek Gwen Frost" udowodni Wam, że może być jeszcze lepiej!
Ocena: 5,5/6