„Pocałunek anioła” to początek sześciotomowego cyklu, którym Elizabeth Chandler zdobyła uznanie i fanów. Autorka używa pseudonimu artystycznego a prawdziwe jej imię to Mary Clarie Helldorfer, mieszka Baltimore w USA, gdzie ku uciesze fanów oddaje się pisarstwu.
Matka Ivy ponownie wyszła z mąż. Dziewczyna wraz z młodszym bratem Philipem przeprowadzają się do wielkiej posiadłości i zaczynają nowe życie. Dziewczyna niedawno rozpoczęła naukę w nowej szkole, zaprzyjaźniła się z Beth i Suzanne. Ivy i jej przybrany brat Gregory cieszą się popularnością i tak oto Ivi zyskała wielbiciela. Tristan zadurzył się w niej, kiedy w końcu ich ścieżki zaczęły się zacieśniać, dramatyczny wypadek kończy ich piękną sielankę. Tristan umiera i powraca, jako anioł.
Książka zaczyna się dość zaskakująco, ponieważ od śmierci głównego bohatera. Po tym zdarzeniu przeskakujemy do wydarzeń sprzed wypadku i stanowią one większą cześć utwory. Akcja rozkręca się dość mozolnie, ponieważ te wspomnienia sprawiły, że czytamy o rozwijającym się uczuciu Ivy i Tristana. Bardzo mi się spodobało, w jaki sposób autorka ujęła to uczucie. Nie pokazała go, jako wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, tylko powoli kształtujące się uczucie. Daje jej za to wielkiego plusa, ponieważ w normalnym życiu ile zdarza się takich wielkich miłości? Mało!!! A w „Pocałunku anioła” miłość zaczęła się od przyjaźni i rozwijała powoli, poprzez zdobyte zaufanie i dopiero w odpowiednim momencie bohaterowie odkryli, że to miłość a nie tylko zadurzenie, czyli tak jak powinno być, by takie potężne uczucie, jakim jest miłość nabrała mocy i trwałości.
Głównymi bohaterami są Ivy i Tristan. Dziewczyna to zwykła, co prawda piękna, uczennica. Od dzieciństwa wierzy w anioły i swoją wiarą zaraziła młodszego brata. Nie jest to kolejna bohaterka z wielkimi mocami, powiedziałabym, że wybija się swoją przeciętnością i wadami. Po stracie chłopaka, musi sobie radzić z żałobą i tu musze przyzna, że widząc jej ból niejednokrotnie się wzruszyłam. Tristan natomiast jest idealnym chłopakiem. Zdolny pływak, który daje lekcje i korepetycje z matmy, do tego przystojny miły, po prostu idealny. Mam wrażenie, że ten obraz jest trochę przesadzony i przyznam, że po śmierci Tristan o wiele bardziej przypadł mi do gusty. Ponosiły nim emocje i działał impulsywnie, co złamało obraz tego złotego chłopca.
Fabuła książki jest dość banalna i ciężko doszukać się czegoś nowego. Lektura jest cieniutka i postrzegam ją, jako wstęp do dalszej akcji, która pod koniec nabrała tępa i pazura. Wydarzenia w książce dzieją się na przestrzeni kilku tygodni, może nawet miesięcy. Pomimo tych przeskoków w czasie łatwo było się odnaleźć. W książce wyczuwało się napięcie spowodowane niejasnymi okolicznościami wypadku i cały czas zastanawiałam się, o co chodzi, nie dowiedziałam się tego, ponieważ jak na razie otrzymałam za małą ilość szczegółów. Język jest bardzo prościutki, czasami wręcz dziecinnie prosty, co sprawiło, że lekturę czyta się bardzo szybko. Można ją pochłonąć w kilka godzin i są to mile spędzone godziny. Wspomnę o okładce, która utrzymana jest w błękicie i nawiązuje do aniołów, cała seria jest w tym klimacie i pięknie prezentuje się na półce.
Książka nie należy do wysoce ambitnych i jest skierowana raczej do młodych czytelniczek. Jest to typowy paranormal romance i każdy, kto lubi ten gatunek powinien przeczytać „Pocałunek anioła”, ponieważ to bardzo miłe i sympatyczne czytadło.
Polecam 4/6