Czy istnieją anioły? Ivy, nastoletnia bohaterka książki, całym sercem w nie wierzy. Ma nawet całą kolekcję figurek, które je przedstawiają. Nie jest jednak ani wariatką, ani fanatyczką religijną, to po prostu zwyczajna dziewczyna, trochę tylko wyróżniająca się na tle rówieśników wybujałą wyobraźnią i sposobem bycia.
Tristan jest pływakiem, a właściwie szkolnym mistrzem. Plakaty z jego zdjęciem wiszą w szafce nie jednej dziewczyny. On jednak nie pamiętam nawet ich imion. Dla niego istnieje tylko Ivy – jego prywatny anioł o złotych włosach. Jest to jednak jedyna dziewczyna, która jak uważa, w ogóle się nim nie interesuje, dlatego za wszelką cenę próbuje zwrócić na siebie jej uwagę. Jego pomysły sprawiają jednak tylko, że czuje się coraz bardziej ośmieszony w oczach wymarzonej dziewczyny. Elizabeth Chandler w bardzo zabawny sposób i z naprawdę dużą dawką optymizmu, a do tego w dość niecodziennym stylu opisała takie „szkolne podrywanie”.
Książka wydaje się być zwyczajna. Przez większą cześć treści snuta jest opowieść o szkole i kiełkującym uczuciu dwojga nastolatków – Ivy oraz Tristana. Poznajemy również problemy dziewczyny, jesteśmy obserwatorami ślubu jej matki z majętnym rektorem uczelni wyższej. Dowiadujemy się jak bardzo nie potrafi sobie z tym poradzić jej młodszy braciszek – Philip. Poznajemy ich przybranego brata – Gregorego, wyniosłego i aroganckiego chłopaka, w którym zakochana jest przyjaciółka Ivy – Suzanne. Cała historia opowiada o prawdziwym życiu, jego radościach i problemach i nic – naprawdę nic – nie zapowiada tego, co się w powieści wydarzy.
Wydanie książki jest bardzo ładne. Ciekawa szata graficzna okładki, wyraźnie rozdzielone rozdziały, dobra korekta i tłumaczenie. Dzięki lekkiemu i niewymuszonemu stylowi autorki powieść bardzo szybko się czyta, a że liczy sobie zaledwie trochę ponad dwieście stron, jest lekturą jedynie na kilka godzin. Jako ciekawostkę dodam, że książka po raz pierwszy została wydana w 1994 roku, przez co czyta się ją z lekkim zaskoczeniem i nasuwającymi się pytaniami w stylu „dlaczego oni nie używają telefonów komórkowych?!” albo „takie bogate dzieciaki grają na tak starych konsolach?!”. Jeżeli się nie zwróci uwagi na datę powstania powieści, niektóre rzeczy mogą wydawać się dość specyficznie, bo spójrzmy prawdzie w oczy, pokoleniu młodszemu niż roczniki ’80 taki świat nie jest zbyt dobrze znany. Bardzo mnie zastanawia czemu powieść dopiero teraz ukazała się w Polsce, natomiast grupie wydawniczej Publicat jestem za to naprawdę wdzięczna, ponieważ z książką spędziłam kilka miłych chwil.
To samo, a jednak coś innego. W ostatnich czasach historii o aniołach czytałam kilkanaście. Niektóre są do siebie bardzo podobne, inne diametralnie się różnią. „Pocałunek anioła” trochę przypomina „Pomiędzy światami” nasuwa mi też na myśl powieść Kim Harrison „Umarli czasu nie liczą” jednak z racji, że książka Elizabeth Chandler tak naprawdę ukazała się kilka lat przed nimi, nie można powiedzieć, żeby pisarka powielała tego typu wzorce. Bardziej prawdopodobna byłaby raczej odwrotna sytuacja. Pierwszy raz się jednak spotykam z normalnym życiem, które ciągnie się przez większą cześć opowieści, a potem tak nagle się urywa, by zmienić się w metafizykę i to w naprawdę interesujący i dający do myślenia sposób. To co mnie zirytowało najbardziej, to fragment na początku książki. Niby taki „mocny” wstęp, ale zdradza co się wydarzy i to ani odrobinę mi się nie podoba. Nie rozumiem po co było go wycinać i powtarzać. Chwyt marketingowy czy dziwny zamysł autorki? Wszystko jedno. Moim zdaniem po prostu nie powinno go tam być. Powieść „w środku akcji” można przecież zacząć w zupełnie inny, mniej irytujący czytelnika sposób.
Książka napisana jest ciepło i fajnie się ją czyta. Fabuła wciąga, akcja się nie wlecze, mimo tego, że to romans, nie ma w nim miejsca na chwyty z oper mydlanych. Przedstawieni bohaterowie wydają się być jak najbardziej realni i autentyczni, mają czarno-białe charaktery i nikt nie jest tak do końca idealny. Wszyscy są zwyczajni, a przez to stają się żywi. Na dodatek powieść nie zawiera zbyt wydumanych opisów, z których autorka odrobinę się w treści śmieje. Całość opiera się przede wszystkim na dialogu, przez co wydaje mi się, że jest to pozycja idealna dla młodzieży, nawet tej, która niespecjalnie lubi czytać i tak naprawdę na swoim koncie ma niewiele książek.
Jeżeli ktoś lubi romantyczne, trochę smutne i wzruszające, ale jednocześnie pełne ciepła historie i nie odstrasza go fantastyka, to „Pocałunek anioła” jest właśnie dla niego. Książka ma interesującą fabułę, szybko i łatwo się ją czyta – jest wręcz idealna do pociągu czy na chłodny, zimowy wieczór, z kubkiem ciepłego kakao w dłoni.