Bo prawdę napisał Tołstoj, że każda rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób...
Nie miałam okazji czytać pierwszej książki autora 'Piękno to bolesna rana', ale już drugą książkę tego indonezyjskiego autora postanowiłam przeczytać.
Całość jest podzielona na 5 części, z których każda stanowi doskonale napisaną opowieść na jeden i ten sam temat. Miałam wrażenie, że odkrywam ileś prawd na temat rodziny Koguta.Miałam też wrażenie, że to bardzo nieszczęśliwa rodzina.
A zaczyna się od plotek dwóch facetów na temat okrutnej i w sumie dziwacznej zbrodni. Grzeczny chłopak zagryzł sąsiada. Rozmowa toczy się tak jakby to mogło się rozgrywać pod sklepem w mojej wsi. Zdarzyła się 'sensacja' i facet jedzie rowerem do faceta, żeby mu o tym powiedzieć. Mówią co wiedzą na ten temat. Co powiedział chłopak przed śmiercią, co powiedziała ofiara. W sumie nie wiedzieli jak do tego doszło. Potem stopniowo czytelnik wczytuje się w kolejne odsłony tej samej historii. Poznajemy tzw. patologiczną rodzinę ojca i męża o imieniu Kogut, jego żonę, 2 dzieci, dowiadujemy się też o zmarłej córeczce. Płynnie narracja przechodzi od jednego członka rodziny do drugiego. Każdy z nich nosi swój własny ładunek pretensji, żalu, nienawiści, niespełnienia. Ostatecznie kończy się to zagryzieniem sąsiada.
Miałam smutne odczucie podczas czytania tej książki. Otóż, akcja jej toczy się przecież w Indonezji, a ja miałam wrażenie, że czytam o rodzimych sprawach. Rodziny przemocowe, patologiczne zdarzają się. Szczególnie w małych społecznościach takich spraw się nie da ukryć. Wiemy, że 'tam to mąż bije żonę'. Czasem nawet znajomi próbują pomagać, ale zazwyczaj kończy się to porażką, bo zwykła pomoc sąsiedzka nie pomaga. W każdym razie słyszy się o 'takich rodzinach'. I ja też gdy czytałam 'Człowieka tygrysa' miałam wrażenie, że nie czytam o Kogucie z Indonezji, ale o Iksie i jego maltretowanej żonie z Pipidówki niedaleko mnie. Jak się patrzy z daleka na takie rodziny, to wyłapujemy tylko plotki, jak ci faceci z początku książki. Prawda jest zawikłana jak węzeł gordyjski. Jak to mówiła moja koleżanka po resocjalizacji, w takich przypadkach trzeba leczyć całą rodzinę.
Tutaj, w książce, cała rodzina jest chora. Każdy jest sfrustrowany, wszyscy nienawidzą siebie nawzajem i co gorsze, każdy wszedł w swoją rolę, z której nie da się wyplątać. Nawet ten nieszczęsny Kogut, który całe życie maltretował żonę, po którego śmierci nie płakał nikt z rodziny. Żona jest ofiarą, ale jak to mówią podręczniki do psychologii poczuciem bycia ofiarą też można terroryzować otoczenie. I ona tak robi. Gada do garnków, nie daje dzieciom ciepła, które one by chciały, ale potrafi dbać o dom sąsiadów, swój zaniedbuje. W tym wszystkim cierpią dzieci i to ich mi było szkoda. Nie Koguta i jego żony, którzy bez ranienia siebie nie mogliby żyć. Chyba najdojrzalej w tym wszystkim zachowały się dzieci, choć jak widać, nie udało im się uciec od błędnego koła patologii.
Książka jest smutnym memento o tym, jak ciężko jest uciec od przemocy w rodzinie. Zastanawiam się teraz, jak piszę ten post, czy książka ma jakiś morał. ale chyba nie ma. Nie podaje rozwiązania na tacy. Pokazuje, że przemoc jest destrukcyjna, że niszczy totalnie wszystko i wszystkich.
Świetna książka, bardzo oszczędna w słowach. pozbawiona taniej łzowatości, ale jednocześnie mocna i poruszająca.