Są takie książki, które nie powinny mieć swoich kontynuacji. Same w sobie są kwintesencją tematu, a zakończenie daje pole dla wyobraźni czytelnika. Mam dziwne wrażenie, że dalsze części serii o rodzeństwie Dollangangerów zniszczą obraz i niewinność tych osób uwięzionych na poddaszu. Płatki na wietrze mnie irytowały, przerażały i denerwowały swoją płytkością. Czy na pewno było aż tak źle?
Kwiaty na poddaszu okazały się dla mnie nie ladą lekturą, naprawdę wciągającą i wstrząsającą. Ale już o kolejnej części tak pięknie nie mogę powiedzieć. Faktycznie, wczułam się w opowieść autorki, przejmowałam losem bohaterów, ale nie zachwyciła mnie. Uznałam ją za naciągane dzieło, pełne sztucznych i pustych postaci. Opinie na temat tej serii są podzielone i wcześniej się dziwiłam, dlaczego ludzie mogą krytykować tak świetnie napisaną powieść, czy oni nie mają serca... Teraz wszystko wiem, rozumiem.
Cathy, Chris i mała Carrie dzięki dobremu losowi trafiają pod pieczę doktora Paula Sheffielda, który pomaga im wyleczyć najmłodszą siostrzyczkę. Zwierzają mu się, a mężczyzna przygarnia ich i traktuje niczym własne dzieci. Czyżby złe dni rodzeństwa już poszły w niepamięć? Cathy chodzi do szkoły baletowej, poznaje tam Juliana, który ubiega się o jej względy. Chris spełnia swoje marzenia i uczy się na lekarza, a Carrie, poszukuje swojego miejsca i akceptacji wśród rówieśników. Ciąży na nich bezustannie wspomnienie przeszłości, mrocznego poddasza, braku powietrza, jedzenia i zrozumienia. Mają siebie, są sobie najbliżsi. Najmniej z zapomnieniem radzi sobie Cathy, marzy o zemście, o tym, aby prawda wyszła na jaw, aby matka została upokorzona i pozbawiona majątku, na którym tak jej zależało.
Książka Virginii C. Andrews nie jest prosta i przyjemna. Jest poruszająca i wstrząsająca. Jest jednocześnie zbyt smutna, nagromadzenie tak złych wydarzeń i złej energii w jednej powieści wcale nie wyszło tutaj na dobre. Jest to bardzo pesymistyczna wizja świata oraz społeczeństwa. Być może kiedyś rodzeństwo pozna smak prawdziwego szczęścia, ale jak na razie tylko na ich drodze stoją te smutne, gorzkie chwile. Autorka przywołała w Płatkach na wietrze wielu cierpiących z różnych powodów bohaterów, walczących z demonami przeszłości i koszmarami. Nikt nie jest idealny pomimo nieszczęścia jakiego doznał w swoim życiu. Pisarka potrafi zachęcić czytelnika do szybkiego skonsumowania jej książki. Posługuje się lekkim stylem, który momentami staje się ociężały i trudny do przyjęcia. Nie brak jej wyobraźni i zaskakujących zwrotów akcji. Denerwowało mnie jednak to, że wszystkie rozdziały są pisane tylko z punktu widzenia Cathy. Wolałabym poznać co czuje Chris, którego zabrakło mi w tej części. Wszystko toczy się wokół dziewczyny, która ma w sobie wiele gniewu i samozaparcia. Jest także naiwna i nieraz infantylna. Ale być może jest to tylko moje wrażenie...
Sama nie wiem co mam sądzić na temat tej książki. Z jednej strony tak samo mnie wciągnęła jak jej poprzedniczka, a z drugiej niesamowicie denerwowała, zwłaszcza przez postać Cathy. Na mojej półce czeka trzeci tom, który na pewno przeczytam, ale możliwe, że właśnie na nim zakończy się moja przygoda z rodziną Dollangangerów. Nie chcę sobie niszczyć [i tak już podupadłego!] obrazu idealnej powieści Kwiaty na poddaszu i emocji jakie towarzyszyły mi podczas lektury.