Różne się opinie słyszy o drugiej części sagi Virgini Cleo Andrews. Sagi, która w końcu zdobyła wielką popularność już jakiś czas temu… Niektórzy „Płatki na wietrze” chwalą tak samo co pierwszą część, inni są zdania, że niczym nie dorównuje swojej poprzedniczce, jest schematyczna i napisana jakby przez inną osobę. Ja właśnie miałam okazję przeczytać drugą część, kontynuację „Kwiatów na poddaszu”, sama chciałam się przekonać, jakie na mnie zrobi ta książka wrażenie, czy rzeczywiście jest dużo gorsza od pierwszego tomu, czy dorównuje jej i czy mi się spodoba.
„Płatki na wietrze” to kontynuacja losów rodzeństwa Dollangangerów, Cathy, Chrisa i Carrie. Trudno tu jest napisać cokolwiek, co nie zdradzi wydarzeń z pierwszego tomu, tym, którzy nie chcą wiedzieć, bo nie czytali, a mają w planach, radzę zrobić „stop” w tym momencie i ewentualnie wrócić do czytania w następnym akapicie. Rodzeństwo bowiem, więzione przez ponad trzy lata na poddaszu, w końcu znajdzie kochający dom i kochającego opiekuna w osobie doktora Paula Sheffielda. Jednak demony z przeszłości nie dadzą o sobie zapomnieć, chociaż cała trójka próbuje wymazać z pamięci okrutny obraz babki, obojętną matkę i pokój na poddaszu. Czy można bowiem zapomnieć o czymś takim? Czy się w ogóle da? I czy można ułożyć sobie potem spokojne życie, czy przeszłość będzie wracała do nich za każdym razem?
Zaskoczyła mnie ta część, ale bardzo pozytywnie. Nie uważam, żeby była dużo gorsza od pierwszej. Zaczęłam ją czytać z trochę mniejszym zainteresowaniem, niż pierwszy tom, ale moja ciekawość rosła z każdym rozdziałem, z każdą przeczytaną stroną. To prawda, jest ciut inna od „Kwiatów na poddaszu”, ale wydarzenia i akcja w końcu muszą brnąć dalej, nie mogą zatrzymać się w miejscu, prawda?
I jak dobrze widać na przykładzie tej książki, chyba nie do końca da się zapomnieć o przeszłości, chociaż nie wiadomo jak bardzo chcielibyśmy. Te okrutne trzy lata będą powracały do Cathy, Chrisa i Carrie i odcisną się na ich przyszłym życiu. Wisi nad nimi to jak klątwa – szczególnie uczucie, którego przecież nie powinno być – miłość brata do siostry – niby nic w tym dziwnego, w końcu to przecież rodzina, ale nie jest to braterska miłość, ale taka, jaką zwykle darzy mężczyzna kobietę. Cathy próbuje się przed tym bronić, wie, że to złe, szuka więc pocieszenia w ramionach starszych od siebie mężczyzn… Pragnie poczucia bezpieczeństwa, które odebrano im na poddaszu. Z pozoru silna kobieta, jaką się staje, tak naprawdę w środku jest wciąż małą dziewczynką, która potrzebuje ciepła i miłości – i niekoniecznie dokonuje dobrych wyborów, bojąc się samotności.
Nie zabraknie tutaj też żądzy zemsty… Mimo że Chris stara się zapomnieć o przeszłości i żyć dalej, Carrie wydawałoby się zapomni łatwiej, bo w końcu była malutka – Cathy nie potrafi poradzić sobie z tym. Chce się zemścić na matce, która zostawiła ich samym sobie, która wyrzekła się własnych dzieci… Więc jak widać, nie brakuje w „Płatkach na wietrze” również tych złych uczuć, które odbijają się piętnem na rodzeństwie Dollangangerów, na których psychice będzie głęboka rysa chyba już do końca życia – nie da się bowiem odłożyć tego wszystkiego na bok, takie wydarzenia obijają się na psychice do końca życia, będzie to miało wpływ zawsze na to, co będą robić, o czym myśleć, czego pragnąć.
Wcale nie uważam „Płatków na wietrze” za gorszą od swojej poprzedniczki książkę. Język jest prosty w odbiorze i czytało mi się ją niezwykle łatwo i szybko, ale przede wszystkim jest to wciągająca kontynuacja z dość rozbudowaną akcją, historia, która nie pozwala o sobie zapomnieć, obfitująca w masę zaskakujących wydarzeń, nieprzewidująca i absolutnie nieschematyczna. Polecam!
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2013/02/patki-na-wietrze.html]