W dobie niemającej końca pandemii wirusa, która objęła we władnie cały świat, wobec wszechogarniającej trwogi, strachu, łez i samotności wielu dusz, w moje ręce trafiła powieść "Inga i Mutek". I zamiast szukać pocieszenia, wybicia z dołka choroby i rozjaśnienia umysłu...zaczęłam ją czytać. Ale czytać o czasach II wojny światowej - TERAZ? - czy to nie głupota? - pytałam samą siebie. to jak noszenie korali, które tworzą nanizane piękne kamienne łzy ludzkie, łzy, które w słońcu skrzą się milionem diamentów. Ale bierzesz tą powieść, otwierasz i wchodzisz. W dziwny sposób zatapiasz się w treść, świat i klimat wojennej Polski. Masz ciepłych rodziców, miłość, szacunek. Dorastasz, śmiejesz się, gdy nagle wojna zabiera na front twoich braci i potem ojca. nie zdążysz otrzeć mokrych policzków, a zabiera i ciebie. Pozbawiona domu, bliskości rodziców, opieki, trafiasz do gospodarstwa państwa Lippke. Tu, od fizycznej pracy pojawiają si pęcherze, które pękają, podobnie jak i twoje serce. Tęsknota nie pomaga. Życie nie przypomina tego, jakie miałaś. Ty sama też już jesteś inna. Szybko dojrzewasz i doroślejesz. Szybko poznajesz prawdziwość świata, jego zakłamanie i wartość pieniądza. bo za pieniądze i dla pieniędzy człowiek zrobi wszystko. Nawet zgwałci w ciemnościach, jak tchórz, nie jak bohater.
"Inga i Mutek" jest powieścią na wskroś o tobie. Polskie rodziny, przemarsze i najazdy wojsk niemieckich i rosyjskich band niszczycieli, nazizm i strach. To miszmasz osnuty na ziemiach polskich, dlatego tak nam bliski. On stanowi fundamenty tej książki. Losy bohaterów, których ukształtowała wojna i oprawcy...i niewiadoma o to, co będzie jutro. Autor dodatkowo ukazuje nam transformację ludzi. Wojna zmienia każdego. Od kart powieści nie można się oderwać. Swobodny styl pisania i losy rodzin sprawiają, że się z nimi splatasz i personifikujesz. Spajasz się ze słowami, z całymi wręcz stronami. Umieszczasz się na drzewie genealogicznym rodziny Sobików, a Świętochłowice stają się miastem, po bruku którego chadzasz każdego dnia. A to po chleb, a to do pracy czy ot, tak, bez celu, by samotnie popłakać nad swoim losem. Autor w sposób niemalże magiczny bierze cię za rękę i prowadzi jako widza. Twój umysł staje się ekranem, na którym wyświetla się okrucieństwo II wojny. Gwałty, zabieranie majątków, rozstania … I zastanawiasz się dlaczego sięgnąłeś po tak zatrważającą powieść? Dlaczego nie czytasz o czymś weselszym? Lecz tajemnica nie daje się poznać, dlatego czytasz do końca. Jesteś ciekawy dalszych losów tych postaci, kolejnych lat, kolejnych pogrzebów czy problemów.
Dodam od siebie, że podziwiam autora za mnogość stworzonych osobowości i ich wzajemnych powiązań. Nie mam wątpliwości, że przygotowania do pisania poprzedzone były skrupulatnym skonstruowaniem drabiny pełnej wątków, osób i lat. I jakie ma znaczenie to, że na końcu autor przyznaje się do fikcji literackiej? Żadne. Bo dobra powieść powinna być podróżą wyobraźni, a "Inga i Mutek" nią jest. Trzymasz w dłoniach powieść, wsiadasz do pociągu z bagażem podręcznym, siadasz przy oknie i ruszasz w podróż. I cieszysz się, że na drogę mama dała ci kanapki z ostatnimi plastrami szynki, ciasto z najlepszej cukierni w mieście i termos gorącej herbaty. Jedziesz w nieznane z domem u boku. Jedziesz od pierwszej do ostatniej strony i absolutnie nie chcesz wysiadać...
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl" za co bardzo dziękuję