Przy prawie każdej recenzji gnębię Was tą samą historią – postanowiłam w tym roku pogłębić swoją znajomość poezji. Oczywiście mam tu na myśli i poezję współczesną, i trochę bardziej tradycyjną. Jednak całkowicie w swoim postanowieniu zapomniałam o formach jak najbardziej należących do gatunku poezji, ale też odmiennych od tego, z czym spotykamy się na co dzień. A mówię tutaj o epigramach. Czym są epigramy? Dla niewtajemniczonych już tłumaczę. Idąc za słownikiem PWN: „krótki utwór poetycki o zaskakującej puencie”. Przecież to brzmi genialnie! W ostatnim czasie stanowczo zaczynam doceniać krótkie formy, które pozornie wydają się banalne, a tak naprawdę zawierają w sobie wiele mądrości i często też rozrywki. Próbowaliście napisać coś krótkiego i inteligentnego? Ja tak i przyznam, że w moim wykonaniu to delikatnie mówiąc porażka. Szybciej napiszę opasłą księgę niż w zdaniu lub dwóch zawrę coś wartościowego.
Ale czemu tym razem z zaangażowaniem przedstawiam Wam tę anegdotę? Otóż jestem świeżo po zapoznaniu się z krótkim tomikiem wierszy pod bardzo naprowadzającym tytułem – „Epigramy”. Gdyby nie ten tytuł, to w ogóle nie pamiętałabym o istnieniu takiej formy poezji. Dlatego z zaintrygowaniem postanowiłam przeczytać te krótkie zdania i sprawdzić, jak przypadną mi do gustu. Jak było? Niestety bardzo źle…
Przede wszystkim zostałam negatywnie zaskoczona prostym odbiorem. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego negatywnie. Jeszcze przed chwilą wychwalałam taką formę. Tak, ale tutaj prostota weszła w infantylizm, przekroczyła granicę dobrego smaku i zamiast dawać iskrę, która mówi: patrzcie, to oczywiste, ale zapominacie o tym, to mówi o rzeczach banalnych, znanych i powtarzalnych. Być może tutaj dużą rolę odgrywa również fakt, że byłam mocno nastawiona na jakieś barwne rozwiązania stylistyczne. Spodziewałam się gier słów, pięknych metafor, niekonwencjonalnych porównań i niespotykanych epitetów. Tymczasem nie znalazłam tego, choć może lepiej stwierdzić, że nie było to w moim guście. Wydawało mi się, że pisanie epigramów daje olbrzymie możliwości na błyskotliwe i kąśliwe uwagi. W przypadku tych „Epigramów” nie czułam satysfakcji z czytania i momentami męczyłam się.
Kolejnym aspektem, który mnie rozczarował, jest sama treść krótkich wierszy. Po przeczytaniu tomiku – a zapewniam Was, że starałam się czytać ze skupieniem i zaangażowaniem – nie jestem w stanie stwierdzić, co takiego autorka chciała przekazać swoim czytelnikom. Oczywiście warto wziąć pod uwagę, że pewnych rzeczy mogłam po prostu nie zrozumieć albo nie przemawiają do mnie, jednakże tutaj nie trafiłam na ani jedno dzieło, które poruszyłoby mnie lub oczarowało. Wierszyki mówią o rzeczach codziennych i przyziemnych. W pewnym sensie to dobrze, ponieważ o nich też nie można w żaden sposób zapominać. Tylko że w tym momencie ponownie muszę powiedzieć „ale”. Ale w tej codzienności nie było konkretnej treści, w której mogłabym odnaleźć jakieś ważne wartości. Rezultat jest taki, że po przeczytaniu nie miałam potrzeby przemyślenia niczego, zastanowienia się nad moim życiem. Po prostu odłożyłam tomik na półkę i przypomniałam sobie o nim dopiero w kontekście pisania tej recenzji. Teraz myślę, że chyba wśród wszystkim moich oczekiwań – jak widać mocno wygórowanych – pragnęłam, by pojawił się śmiech, a przynajmniej rozbawienie. Kolejne niepotrzebne rozczarowanie…
Gdy wyrażam swoje zdanie, które jest tak mocno negatywne, mam pewne opory, czy to na pewno kwestia pozycji literackiej, czy być może moich odczuć podyktowanych wyłącznie przez subiektywizm. Tutaj wchodzą dwa podejście do takich tekstów: właśnie całkowicie subiektywne odczucia i głęboka analiza zahaczająca już o obiektywną wiedzę. Drugiego nie jestem w stanie Wam dać, bo mam poczucie, że za mało wiem, ale żeby nie popaść zbyt w pierwsze podejście zakończę, mówiąc: spróbujcie, może właśnie to dla Was wiersze.