[Uwaga: Jeśli nie czytałeś "Zmierzchu", a masz zamiar przeczytać tę powieść, uprzedzam, iż poniższy tekst zawiera informacje pochodzące z książki, mogące zbyt dużo zdradzić czytającemu.]
Przez przypadek znalazłam tę powieść w postaci e-booka na moim komputerze i doszłam do wniosku, że warto spróbować przeczytać to i ocenić, czy faktycznie Smith ma takie dobre pióro. To był gest masochistyczny z mojej strony. Bo autorskie pióro Smith to przesada ze strony jej czytelników, gdyż jej talent to nic innego, jak tylko skopiowanie innych historii i wrzucenie trochę od siebie. Czytając to miałam wrażenie, że czytam drugi „Zmierzch”. Owszem, czekałam co będzie dalej i czy zacznie się dziać coś lepszego i mroczniejszego, ale tylko dlatego, że chcąc nie chcąc zainteresowałam się tymi dziwnymi przypadkami, które działy się w tej powieści. Z coraz większą ochotą miałam chęć rzucić czymś w monitor, ale w momencie, gdy moja frustracja osiągała apogeum, Smith jakoś potrafiła zainteresować. Co zaowocowało tym, iż tę powieście przeczytałam całą. Nie wiem, czy stać mnie będzie na podobny wysiłek i czy warto czytać kolejne części.
Biorąc pod lupę „Przebudzenie” wykorzystam starą metodę zwaną „porównaniem”. Porównam to do Zmierzchu, który równie dobrze mnie irytował. Więcej będzie zbieżności niż różnic, ale tym razem trochę się rozpiszę. Zaczynając od początku: główna bohaterka. Tu Elena Gilbert, tam Isabella Swan. Elena różni się od swojej koleżanki tym, że jest idealna w każdym calu. Ma piękne blond włosy, idealną figurę, zniewalające spojrzenie i jest bardzo mocno pewna siebie. Uganianie się ma we krwi, a flirt to jej drugie imię. Obie panny wkrótce po rozpoczęciu roku szkolnego wpadają na nieziemsko przystojnego nowego ucznia, który będzie powodował zamarcie serca obu bohaterek. Jak w „Zmierzchu” Bella miała rozwiedzionych rodziców, tam Elen nie miała ich wcale. Bohater główny: tam Edward, tu Stefano, włoski przystojniak, który od samego początku unika głównej bohaterki, a w końcu okazuję się, że pała do niej gorącym i nieprzewidywalnym uczuciem. Jak Edward chciał zatopić ząbki w swojej ukochanej, tak Stefano również tego pragnie. W mniejszym stopniu, ale można uznać to za podobieństwo. Jedyne czym się różnią to fakty mocy, umiejętności i wyjawiania swoich tajemnic. Już na samym początku dowiadujemy się od Edwarda kim jest i jak chcę odrzucić Bellę, zaś tu Stefano opowiada dopiero na sam koniec i mimo tego nadal boi się o Elenę, mimo że wyjawił już swoje tajemnice. Różnią się faktem rodzeństwa, bo tamte kochało Bellę, a brat Stefano, Damon, tylko jej pragnie, pragnie w akcie zemsty odbić ją bratu niszcząc go przy tym. Sytuacje: praktycznie mało tu różnic, w „Przebudzeniu” jest trochę więcej niepewność i grozy, ale jest tak samo przewidywalne jak „Zmierzch”. Główni bohaterowie (Elena i Stefano) oczywiście pałają do siebie wielkim uczuciem, jest typowe romansidło. Nie dzieje się praktycznie nic specjalnego. Nikt nie poluję na bohaterkę, tak jak na Bellę, jedyne co się dzieję, to fakt zemsty Damona na bracie. Manipulowanie nim, oszukiwanie i zrzucanie na niego winy za morderstwo, którego ten nie popełnił. Reasumując: nic tu śmiesznego, nic nadzwyczajnego. Po prostu druga zmierzchowa historia. Bohaterka to naprawdę dziwna istota, która w wieku licealny zwierza się pamiętnikowi. Jeśli czytałeś/aś „Zmierzch” to nic cię w tej książce nie zdziwi. Zupełnie nic.