Przeczytałam tę książkę w ramach booktouru w ciemno, czyli dostałam książkę do przeczytania i nie wiedziałam, co czytam. Uwielbiam takie booktoury, bo emocje przy czytaniu są jeszcze większe, człowiek wyzbywa się wszystkich uprzedzeń do książki, o których przeczytał w opiniach i co za tym idzie, ewentualnego rozczarowania. Sam wyrabia sobie całkowite zdanie, przysłowiowo nie ocenia książki po okładce. To coś jak przedpremierowa recenzja.
Kiedy ostatnio napisaliście jakiś list? Kiedy ostatnio powiedzieliście komuś (niekoniecznie znanej wam osobie) coś miłego? Kiedy ostatnio usłyszeliście od kogoś coś miłego?
Mała Jodi zdaje sobie sprawę, że list napisany do zmarłej babci sprawił, że nie tylko ona poczuła się lepiej, ale również jej mama. To uczucie zapadło jej w pamięci i kiedy trochę podrosła, zaczęła zostawiać karteczki z miłymi i pocieszającymi słowami swoim bliskim, a potem również w różnych miejscach dla nieznajomych.
Jodi wiodła szczęśliwe życie, pokonując wiele trudności. Była o krok o wielkiego sukcesu i wtedy jeden malutki kleszcz wyrządził przeogromne zmiany. Kleszczowe zapalenie mózgu sprawiło, że jej życie zmieniło się o 180 stopni. Przez długi czas była skazana na ciągłe wizyty w szpitalu, dniami leżała przykuta do łóżka, popadając w coraz większą rozpacz spowodowaną swoją niemocą. Pewnego dnia założyła stronę internetową millionlovelyletters, zachęcając tych, którym mniej lub bardziej się nie układa w życiu, by skontaktowali się z nią, a ona napisze do nich pokrzepiające listy. Odzew był zaskakujący.
Szczerze, normalnie nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę (jeśli chodzi o biografie, dopóki ktoś mnie nie zainteresuje, nie czytam ich), ale ogromnie się cieszę, że mogłam ją przeczytać.
Początkowo ciężko mi się ją czytało. Nie wiedząc w ogóle, o czym jest książka, zaczęłam myśleć, że mamy tutaj historię jakieś dziewczyny, której życie nie szczędziło i dodatkowo zafundowało zapalenie mózgu i prawdopodobnie będzie to historia pokazująca jak straszne może być KZM, jednak w głębi duszy wiedziałam, że nie o to tutaj chodzi i wszystko miało jakiś sens i tak też było.
Ta książka podnosi na duchu, sprawia, że robi się cieplej na sercu, przywraca wiarę w ludzi. Jestem pewna, że gdybym przechodziła jakiś ciężki okres w moim życiu, ta książka z pewnością byłaby tą małą rzeczą, która, choć na chwilę zrobiłaby mi dzień. „Milion cudownych listów” pokazuje, jak wręcz mikroskopijna rzecz może zmienić życie, ale również, że czasami wystarczy coś błahego, kiedy stojąc nad przepaścią, robi się krok w tył.
Przede wszystkim książka podkreśla, że dobro zawsze się potęguje i uszczęśliwiając drugą osobę, tak naprawdę uszczęśliwiamy siebie.
Pamiętaj, jesteś cudowny, nigdy o tym nie zapominaj.